5 października, wtorek
12,9 km, średnia 5,01 min/km. Plus 5 albo 6 przebieżek. Nie pamiętam...
Pozdrowienia Beato- wyglądałaś na jeszcze bardziej zamyśloną ode mnie...
Kabaty. Milutko. Trochę wietrznie. Takie bieganie- ściemnianie, czyli nie pamiętam jak biegłam, bo odpłynęłam w świat różnych dziwnych myśli. Oczywiście miłych
6 października, środa
Ja biegłam półmaraton??? kiedy;) nic nie czuję...
Na zdjęciu jeszcze Łotyszka się trzyma. Jeszcze.
Dziś już NORMALNY trening.
16 km.
W tym 12 km to bieg z narastającą prędkością- spokojnie. Od 5,0 do 4,18 min/km.
Potem siłownia i sauna (1 seans).
Półmaratony uwielbiam, bo nie trzeba biegać szybko. I się człowiek nie zdąży zmęczyć.
7 października, czwartek
Zabiegana.
A z biegania tylko 6,2 km. Żwawe BC1.
Rano. Grrr.
8 października, piątek
14 km z wózkiem.
To był mój pierwszy trening z joggerem. Dokładnie ze Schwinnem;)
Uwielbiam ten wózek.
Choć bieganie daje w kość. Tempo spokojne - 5,13 min/km.
9 października, sobota
Rano, przed śniadaniem (ale obiadłam się na noc...)
Biegło się fajnie. Cudowna pogoda. Jesiennie.
Kabaty prawie puste.
18,2 km, spokojnie, ale to jednak 30 sekund szybciej niż z wózkiem. Średnia 4,44 min/km.
Milutko
Po południu długi spacer na dwa wózki.
Ewa zostawiła nam do opieki Lusię.
Próbowaliśmy przekonać Małą, że fajnie jest dużo jeść (na przykładzie Bartusia).
Bartkowi natomiast pokazywaliśmy jak się raczkuje.
Nasze działania nie przyniosły efektów
No cóż...każde dziecko inne jest
10 października, niedziela
Nie chciało mi się biegać. Ale żal nie wykorzystać TAKIEJ pogody. A że na spacer nie chciało mi się iść bardziej niż biegać to pobiegłam...logika pokrętna, ale moja
Z wózkiem.
Kabaty.
Jakoś ciężej niż ostatnio.
Ale szybciej.
I ostatecznie byłam mniej zmęczona.
15 km, średnia 5,06 min/km...no no- całkiem, całkiem.
Aż mi głupio, że z wózkiem wyprzedzam tyle osób. Nawet Babiarza wyprzedziłam, próbował się jeszcze z kilometr trzymać, ale potem odpuścił. Nie ten poziom
A tu Lusia (Rudej) z Bartkiem na naszym domowym placu zabaw:
11 października, poniedziałek
Nie chciało mi się.
Nic.
Kompletnie nic.
Ale...
porozmawiałam z LENIEM.
Na serio.
I zmiękł.
A trening okazał się rewelacyjny
15 km z czego 12 km bnp. Od 4,53 do 4,10. Milutko
Potem siłownia.
Dwa seanse w saunie.
Mniam.
Tylko jeden problem...
Czy komukolwiek się to zdarzyło???
Obtarłam sobie...
obojczyki...
aj, boli...
ALE obojczyki????
A dziś tylko aerobik.
Bartuś na gimnastyce szalał
Uwielbia inne dzieci.
13 października, środa
Krótko i konkretnie.
Niestety późno i musiałam skorzystać z bieżni mechanicznej. Trzeba było wyrobić się do godziny 23, bo wtedy zamykają klub.
14 km
W tym 4 x 3' (tempo startu na 10km- 3,45 min/km) na przerwie 2' (4,55 min/km).
Nie powiem, żebym się zmęczyła. Chyba powinnam przejść na większe prędkości.
Już myślę o bieganiu ok. 36 minut, w przyszłym roku, na 10 km. Sądzę, że to do zrobienia.
Powoli też krystalizuje mi się w głowie sposób na trening. Kompilacja doświadczenia, teorii zdobytej na studiach i zajęciach la, wyczytanych nowinek i Danielsa. Dostosowana do mnie. Żeby na treningach za bardzo się nie przemęczać. W końcu biegam dla przyjemności
14 października, czwartek
Nie miałam/nie mam czasu.
Aerobik i 6,5 km. Dość żwawo- 4,30 min/km.
Miniony tydzień to porażka (biegowa).
Dochodzę do siebie po zatruciu. Nie wiem, czy będzie sens startować w niedzielę.
Na razie jest kiepsko
Do tego wszystkiego Bartuś przestał przesypiać noce i płacze.
Ja wiecznie niewyspana.
Oj, niech mu te ząbki już wyjdą...
A teraz dane z ostatniego tygodnia:
15.10 (pt) - 13 km, po 12,4 min/km. Bardzo późno, na bieżni mechanicznej. Słabo się czułam.
16.10 (sob) - PRZERWA. Cały dzień miałam zajęcia, potem też wiele spraw do załatwienia.
17.10 (nd) - 6,7 km po 4,41 min/km. Po chrzcie Ali (córki brata), prawie po ciemku (ach te łódzkie ulice i ich oświetlenie!!!) z pełnym brzuchem...
18.10 (pon) - 9 km...MASAKRA!!! Zatrułam się czymś i ledwo doszłam do domu. Średnia to mi wyszła chyba 8 min/km. W gratisie potworny ból głowy.
19.10 (wt) - 9,5 km po 4,57 min/km. Słabo. Ledwo, ledwo. Człap, człap.
20.10 (śr) - 14,1 km po 4,44 min/km. Już nieco lepiej. Ładna pogoda, słonecznie.
21.10 (czw) - 12 km, w tym 10 x 1' p 1' (po 3,45 min/km, a przerwa 4,52 min/km). Ostatni akcent przed dyszką w niedzielę. Ciężko mi powiedzieć czy się zregenerowałam. Inna sprawa, że biegałam wieczorem, po 3 godzinnej jeździe z Łodzi (jakaś cysterna się przewróciła, było tłoczno) i po basenie z Bartusiem (a to lepsze dla rąk niż siłownia. Oj, wreszcie będę umięśniona...).