27 sierpnia, piątek
W czwartek odpuściłam. Nie żebym chciała, ale czasem muszę się poddać
dla dobra stosunków rodzinnych.
9,5 km spokojnego biegu i 6 przebieżek (też na luzie).
28 sierpnia, sobota
no...pierwsza wygrana...od dawna. Od urodzenia Bartusia na pewno.
I Bieg Bobra.
Biegłam na luzie, z ogromnym zapasem. Zaczęłam wolno, także Kasia (kapan) i jeszcze jedna dziewczyna były z 200 metrów przede mną na pierwszym kilometrze (ok. 3,45 min/km). Ale już na 1,5 wyprzedziłam dziewczę, które ewidentnie za szybko zaczęło, na dwójce doszłam Kasię i wiozłam się za nią do 5 km (ok. 18,40). Ale dłużej już nie wytrzymałam i zaatakowałam. Szybko odskoczyłam i tak już zostało.
Nie wiem skąd u mnie taka szybkość i swoboda.
Może to te góry. Górki
A co do samych zawodów to niestety duża wpadka organizacyjna. Źle zabezpieczona trasa, 90% startujących (w tym ja i kapan) nadłożyła 800 metrów. Niby nic, ale potem trzeba było jeszcze "walczyć" o miejsca. Na szczęście dominacja moja i Kasi była bezsprzeczna. W tym miejscu ukłon w stronę trzeciej zawodniczki za fair play.
Poza tym trasa fajna, jedzenie na mecie bez ograniczeń. Nawet jakaś woda była na trasie, ale w padającym deszczu nie kusiła
. Duże zaangażowanie lokalnych władz. Szkoda tylko, że wcześniej nie poinformowano, że start odbędzie się 10 minut wcześniej. Przez to nie zdążyłam zrobić rozgrzewki. Ale wyższość Państwa Młodych, sto lat!
Mieć bramę startową za bramkę, ot nie każdy może
Za bezsprzeczny sukces uważam też dotarcie "czołgiem" Maćka na miejsce. 62 km, a zajęło to 2 godziny! Ach, ta nawigacja...A z powrotem już 50 minut
Ale najważniejsze, że dowiozłam Małego i babcię bezpiecznie.
Podobne