11 lipca, niedziela
W sobotę nie biegałam. Był taki upał... a potem mecz... Bartuś dużo płakał, trzeba było co chwilę pluskać go w wodzie.
No, ale w niedzielę już nie wytrzymałam i w czasie dogrywki wyszłam. Nie lubię biegać po ciemku, ale co zrobić. Nie lubię wysokich temperatur- od Puławskiej o 23.00 biło takie ciepło, że szybko musiałam z powrotem skręcić w osiedlowe uliczki.
9 km
Tradycyjnie zaczęłam bardzo wolno, a potem "niechcący" trochę przyspieszyłam: 5,27/5,10/4,56/4,50/5,00/4,56/4,55/4,54/4,58
12 lipca, poniedziałek
Dzień zaczęłam od biegu z plecakiem na pocztę. Trochę poniżej 5 min/km. Żar lał się z nieba. Co będzie w południe??? Czy Mały da mi żyć? Jak takiemu bobasowi przetłumaczyć, że musi te upały przetrzymać. W końcu będzie chłodniej...
4,5 km
Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się zrobić trening. Normalny trening. Choć już wolę nic nie planować...
Udało się, choć Mały nie dał tatusiowi spokoju
płakał cały czas i później mi się oberwało, że zostawiłam Małego na tak długo. A wcale nie było długo...
15 km
Najpierw BC1: 5,04/5,05/5,00/4,52/4,56/4,52/4,46/5,03
10x1' p' umiarkowane, tempo ok. 3,55 min/km
Na zakończenie 3 km BC1, ale jakoś szybsze wyszły 4,49/4,47/4,38
Samopoczucie idealne. Nawet nie czułam upału. Chyba było chłodniej