Sobota...
wielki znak zapytania...
bo rano egzamin (kończący podyplomowe studia marketingu sportu - oczywiście pierwszy mozliwy termin, bo nie lubię odkładać ważnych spraw), a moje nazwisko na "s" ustawiło mnie dość daleko w kolejce. Na szczęście udało się wejść jako pierwasza:) Oczywiście zdane "śpiewająco":), nawet "celująco". Cóż - w końcu pasja to pasja
Zdążyłam zatem na GP Warszawy. Ponieważ zaczęłam ten cykl to pomyślałam, że skoro mam czas to wystartuję. Pobiegne szybki trening. Na starcie jednak uświadomiłam sobie, że bardzo potrzebuję potwierdzenia, że "górami" nie zabiłam swojej szybkości. Potrzebuje pobiec szybko, choć przez chwilę....i pobiegłam. Życiówka na 5 km:), potem zwolniłam (z rozsądku! W połowie trasy byłam 6 open!). Uśmiechałam się, machałam, gadałam. Biegło mi sie wspaniale. Lekko i przyjemnie. Treningowo...37,40 (17,40 na 5km).
Zero finiszu, zero zmęczenia. Czysta przyjemność.
Ciesze się, że pobiegłam, było mi to potrzebnne.
Trasa trudna - kostka brukowa, górki, ostre zakręty, wiatr i upał. I pomimo atestu conajmniej 150 metrów więcej...
Niestety następna kobieta 3 minuty za mną.
Lubię ten cykl...jest taki "amatorski", "prawdziwy", bez zadęcia.
Niedziela (jak napisze "spokojne wybieganie" to znowu podpadnę;)
16,6 km wieczorem, lekko 4,46min/km.
W międzyczasie wizyta w Łodzi, 60-te urodziny taty i takie tam...
Podobne