Lubię wygrywać. Nie będę ściemniać... lubię być pierwsza, lubię pokonywać kolejne bariery. To mnie nakręca, motywuje. Lubię szybkie bieganie, uwielbiam czuć, że forma rośnie, że z każdym tygodniem jestem coraz silniejsza, coraz mniej energii potrzebuję by zdobywać kolejne kilometry.
No ale... już w tamtym roku zbyt szybki wzrost formy okupiłam kilkumiesięczną kontuzją. Czy zatem zbyt szybki wzrost formy nie jest przypadkiem zagrożeniem? Czy powinnam ustalić sobie limity...? Hm, ciężka sprawa. I pewnie nie ma złotego środka. Lepiej jednak nie spieszyć się... za bardzo.
14 lutego wygrałam pierwszy bieg w 2015 roku. GP Warszawy, 10km po lesie Kabackim. Przy okazji okazało się, że ostatni raz na tej trasie biegłam w 2011 roku. Szok! Wydawało mi się, jakby to było wczoraj. Przecież ten czas nie płynie tak szybko, nie aż tak!
Przed biegiem celowo ustawiłam się z boku, żeby nie ryzykować kontuzji. Błocko na początku trasy i oblodzony zakręt nie nastrajały mnie pozytywnie. Nie biegłam jednak na czas, także postanowiłam "poświęcić" pierwszy kilometr. Okazało się, że to nie takie łatwe. Staram się unikać "hejtu", ale tym razem nie mogę się powstrzymać. Jakiś "MISZCZ PIERWSZEGO KILOMETYRA" popchnął mnie i podciął brutalnie, po czym obejrzał się i pobiegł dalej. Nie ma to jak na walentynki przewrócić kobietę, po co przepraszać, nie mówiąc już o zatrzymaniu się i sprawdzeniu, czy wszystko w porządku.
Stanowcze NIE dla MISZCZÓW PIERWSZEGO KILOMETRA!
Jakoś się podniosłam, wypuściłam kilka niecenzuralnych słów, za co przepraszam, sprawdziłam jak bardzo ucierpiałam, i pobiegłam dalej. Łokieć i kolano krwawiły, ręce obtarte, ale większych strat nie odnotowałam. Oczywiście za jakieś 600 metrów dogoniłam "sympatycznego pana". Ale nie martwcie się, nie odpłaciłam mu tym samym. I tak by nie zrozumiał... niestety.
Trochę mnie ten początek wytrącił z równowagi, nie powiem. Na szczęście potem było już tylko lepiej. Lekko narastajęce tempo i wynik na mecie 38:08. Jest lepiej niż sądziłam, ale wciąż nie wiem, czy dam sobie radę z półmaratonem za 6 tygodni...!
Cieszę się, że spotkałam wielu znajowych. W tym niektórych, naprawdę dawno niewidzianych 🙂
Wieczorem spędziłam miły wieczór z mężusiem;), a dzisiaj naprawdę miłe wybieganie zakończone modnymi ostatnio skokami na trampolinie 🙂
Podobne