Obawiałam się, że tak będzie i rzeczywiście trochę się wszystko posypało...
Po pierwsze od niedzieli jestem "na skraju" przeziębienia - na szczęście dziś czuję wyraźną poprawę, także profilaktyka zadziałała.
Po drugie, Bartek przestawił się już na czas letni i budzi się o piątej rano! Po trzech godzinach porannych zabaw, ja o ósmej czuję się zmęczona...
Po trzecie, pracy wiciąż dużo (choć nie narzekam) i jestem cały dzień "zabiegana".
A z bieganiem słabo...
W poniedziałek odpuściłam (o dziewiątej byłam już w łóżku).
We wtorek -
11 km, w tym 6 przebieżek (tzn. 9,5 km rano- dość żwawo, a reszta na bieżni mechanicznej podczas sesji zdjęciowej.
Głód biegania rośnie. Dzisiaj planuję mocny wieczorny trening, chodźby się waliło i paliło...
Bo w końcu WIOSNA!
Podobne