So, 19 lutego 2011, 12:35

19 lutego, sobota Niesamowite... Obudziłam się zdrowa. I...postanowiłam jechać do Falenicy. A co! lepiej zrobić trening poprzez start niż po prostu trening. Bartuś i tak śpi. Było ciężko, pierwsze okrążenie to masakra. Ale z okrążenia na okrążenie nie było gorzej. Ba, było lepiej. 41,02 :orany: prawie minutę lepiej niż przed chorobą... A po biegu...w ogóle nie czułam zmęczenia. Warszawa Falenica- 10 km bieg górski w stylu anglosaskim, kopny śnieg. A! najważniejsze - zegarek wysiadł po pierwszym kilometrze, także bez czasomierza, na wyczucie... Naprawdę myślałam, że pełznę... Dziękuje Michałowi z rodziną - nie tylko za trening, ale przede wszystkim za dobre myśli :) TYDZIEŃ 3'/ 2011 67 km, 4 treningi, 1 start treningowy Obrazek  

Śr, 16 lutego 2011, 18:46

Wczoraj, we wtorek rano temperatura -12 skutecznie zniechęciła mnie do biegania. Z prognoz wynikało, że wieczorem będzie cieplej. I było...o cały jeden stopień...6,6 km wolno, unikając dziur... 16 lutego, środa Bartuś znowu chory ja niewyspana . Trening miał być mocny, ale nie wyszło za bardzo. Czułam się lekko podziębiona, słaba. 17,3 km z czego 66 minut BNP (ale za szybko pierwsze 25 minut - 5,0 min/km, niby nic lecz dzisiaj za mocno), tylko minuta 3,45 min/km. Słabo, słabo. Miałam wyrzuty sumienia, że biegam, że Bartuś zaraz się obudzi i będzie mu smutno, że nie ma mnie przy nim. Najważniejsze to nie dać się ponownie chorobie. I wyleczyć Bartusia! Bidulek, niby nie jest ciężko chory, ale... dla niego to niesamowity dyskomfort. Dla całej rodziny strapienie. Aj, byle do wiosny ;) (chyba się powtarzam...) Nie wiem co z Falenicą (zależy od stanu Małego), pojawiła się natomiast realna szansa na start we Wiązownej na 5km. Poza tym, same dobre wieści.

Pn, 14 lutego 2011, 11:50

14 lutego, walentynki Miało być dłużej, ale czasu jednak mało. 14,6 km, średnia 4,57 min/km. 6 przebieżek. Mroźno. Słonecznie. Miło. Ostatnio za bardzo się denerwuję... może lepsze słowo, to stresuję. A przecież...Sky is the limit... Kreatywność oraz rzetelność, ciężka praca i wiara w to co się robi - to chyba metoda na sukces. Chyba.  

N, 13 lutego 2011, 15:01

TYDZIEŃ 2'/2011  66,5 km 6 jednostek, W TYM jeden "porządny" trening. W ostatnim tygodniu nie miałam czasu biegać. Za to mam ambitne plany na nadchodzący tydzień (biegowe i niebiegowe ;) ) 13 lutego, niedziela 16,4 km, tempo 5,0 min/km. Mam nadzieję, że jutro uda się dłużej pobiegać. Wczoraj niestety się nie wyrobiłam. Za to dowidziałam się naprawdę interesujących rzeczy :) Człowiek uczy się całe życie. By the way, czy wiedzieliście, że 2011 jest Europejskim Rokiem Wolontariatu? Chyba ciężko to zauważyć...

Pt, 11 lutego 2011, 18:33

11 lutego, piątek 14, 9 km, 73 minuty. Tempo lekko narastające od 5,0 do 4,45 - także wszystko w zakresie pierwszym :) Ach, jak przyjemnie :) Mam dziwne wrażenie, że w życiu albo się wszystko układa, albo się wali... Pozytywne myślenie i konsekwencja w działaniu pomagają :) Jutro szkoła, a po szkole spotkanie z p. Piotrem Gołosem, dyrektorem Departamentu Spraw Zagranicznych, Marketingu i PR, PZPN. No ciekawe...

Cz, 10 lutego 2011, 11:12

10 lutego, czwartek Bartuś ząbkuje i budzi się co godzinę. Nie powiem, żebym się wyspała, ale... to słońce rekompensuje niedogodności. Czas- tylko godzina, ale po raz pierwszy po chorobie poczułam siłę. Jeszcze nie pełną, ale przypływ optymizmu nastąpił... Godzina, 13 km 20 minut BC1 po 5 min/km 4 x 2 minuty (tempo 3,42 min/km) ; 5 x 1 minuta (tempo 3,35 min/km) (na niepewnym wypoczynku w tempie 5 min/km - przerwy 1 minutowe). To jeszcze nie bardzo szybki trening, ale już przyjemnie :) Zauważyłam też dobroczynny wpływ stosowania izotoników na formę. I winogron :)

Wt, 8 lutego 2011, 12:30

8 lutego, wtorek Rozbieganiowa, przyjemna dziesiąteczka. Tempo rekreacyjne 5,10 min/km. Przyjemność i rozkosz. Szkoda że czas nie pozwalał na więcej.Ale po południu się udało "dokręcić" 4,5 km. W międzyczasie, czyli podczas załatwiania biegiem spraw w okolicy. Łącznie 14,5 km Tak sobie ostatnio dumam, że bardzo bym chciała, by moja praca bezpośrednio wiązała się z bieganiem. Nie wiem skąd bierze się u mnie poczucie misji, ale coraz częściej pojawia się w głowie taka myśl... że ta pasja to coś więcej. Że strasznie się cieszę, gdy mijam biegaczy, że bardzo mi zależy, by coraz więcej kobiet biegało... ach, idealizm...a myślałam, że z tego wyrosłam... Z drugiej strony wierzę w jakąś formę predystynacji. Wszystko jest po coś...