So, 31 lipca 2010, 07:27

26 lipca, poniedziałek Przed północą. Po wykończającym wieczornym koncercie Małego. Asz mi w uszach dzwoniło od jego płaczu- musiałam wybiec się przewietrzyć. (Ktoś mi podmienił dziecko. Gdzie się podział mój spokojny niepłaczliwy chłopczyk???) 10,8 km, śr. v= 4,50 min/km 27-go lało, lało, lało. Nie chciałam ryzykować przeziębienia. Poza tym byłoby to raczej pływanie... 28 lipca, środa Znowu w nocy. Ciemno, straszno... Ale kropił przyjemny deszcz :) 10,9 km, śr v= 4,39 min/km W czwartek 10-cio godzinna podróż w Beskid Niski. Ach, jak cudownie być znowu w górach. Mój ukochany Beskid Niski! 30 lipca, piątek Jest cudnie :) Radosny bieg "rozpoznawczy" wśród pagórków, po pofałdowanej ścieżynce. Wokół pola i lasy. Nie spotkałam nikogo (poza jednym pieskiem ;) ) Padał lipcowy deszcz. Słońce walczyło z tarczą chmur. 12,4 km, śr. v= 4,47 min/km Leciuteńko. 5,10/5,09/4,49/5,12/5,03/4,37/4,29/4,26/4,36/4,34/4,44/4,33/4,48 Tempo pokazuje rozkład "górek".  
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz