ZŁOTO W CHINACH NA 50KM!

Co tam ta Dominika znowu wygrała... 50km w tempie 4,14min/km... phi!

No właśnie...

Nao Kazami, który wygrał FUXIAN LAKE HIGHLAND ULTRAMARATHON biega regularnie maratony po 2:17-2:18, półmaraton 1:03. Ma 34 lata. Calum James Neff maratonów nie biega często, a jak już to z babyjoggerem... jest rekordzistą świata w maratonie z wózkiem... 2,31, a 1:11 w półmaratonie (też z wózkiem i dzieckiem, oczywiście). Biega wszystko, często 800metrów poniżej 2 minut, 5km poniżej 15, ma rekord świata w biegu 24h na bieżni mechanicznej, wygrywa verticale i traile. Lubię go! Jest szybki i wytrzymały. Paul Martelletti... pobiegł 2:17 w Berlinie tydzień temu. Jak twierdzi, na rozgrzewkę. Oszczędzał siły na 50tkę... 29,26 rok temu na 10km, kilka tygodni temu 14:22 na 5-kę, 1:04 półmaraton. Przemiły Nowozelandczyk o włoskich korzeniach, mieszkający w Anglii.  Koki Kawauchi, młodszy brat Yuki'ego, na razie tylko 2:21 w maratonie. Ale jak brat, biega często. Alexander Dautel, który przybiegł 6 minut za mną w maju uzyskał 2:29 w maratonie. Jest zatem dla mnie szansa. Kilku kolejnych panów też biega maratony szybciej ode mnie. Na przykład Paul Fernandez 2:30 w Londynie w tym roku. Pokrzepiające! Każdy z nich mówi, że pobiegł przynajmniej 30 minut gorzej od życiówki na 50km. JESSSS! To znaczy, że mam szanse na rekord świata kobiet (3:08:39). No dobra, ale dość tej ekscytacji. Chciałam tylko pokazać, że wystartowałam w biegu, gdzie poziom sportowy nie był niski. Oczywiście, nie dotarli Kenijczycy, ale nie jest powiedziane, że poradzili by sobie rewelacyjnie. Patrząc na to ilu dobrych zawodników zeszło lub zostało odwiezionych karetką... to nie był łatwy wyścig...

Przynajmniej tak mówią. Ja odczułam go, jako jeden z przyjemniejszych w mojej karierze. Uznaliśmy z trenerem, że tempo 4,15 powinno w tych warunkach wystarczyć do złota. Bieg odbywał się na wysokości 1700-1910 m n.p.m. (zatem wyżej niż St. Moritz), a na aklimatyzację mieliśmy tylko 3 dni. Wilgotność podano w przedziale 87-97%, a to za sprawą burzy, która szalała w nocy. Niestety nie spowodowała ochłodzenia. Gdy startowaliśmy o 8:30 było 21 stopni, na mecie już 30.

Najbardziej obawiałam się Jo Meek. Wspaniałej biegaczki, z którą jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać. Była 7-ma na MŚ w Trailu, a ja daleeeeko. Dwukrotnie 4-ta na 100km na MŚ, z życiówką 20 minut lepszą ode mnie. Rok temu była druga w CCC. Zaprzyjaźniłyśmy się, także wspólnie denerwowałyśmy się tym startem (jak nasz organizm zareaguje na wysokość i wilgotność). Ostatecznie Jo była 3-cia. Druga przybiegła Czeszka Petra Pastorova (2:36 PB w maratonie). To była jedyna zawodniczka, której w biegu towarzyszył trener na rowerze... Chinka odpadła bardzo szybko, choć jeszcze na 11 km (na nawrotce, gdzie jedyny raz podczas biegu mieliśmy okazję przyjrzeć się rywalom) była 2-ga. Trasa bardzo mi się podobała. Nie było praktycznie płaskich fragmentów poza początkiem. Ciągle coś się działo, jakaś górka, zbieg do jeziora, lasy, wioski, miasteczka. Zero nudy. Prawie jak trail, tylko po asfalcie. Czyli nawierzchnia sprzyjała mi. No bo, jakby na to nie patrzeć, biegi górskie biegam relatywnie słabo. Niestety. Ale jeszcze wszystko przede mną. Większość ultrasek ma pond 40 lat. Mam czas.

Najpierw biegłam w dość sporej grupie, jednak podbieg zweryfikował wszystko. Zostałam ze Szwedem, który biegł setkę. Przeze mnie zajął dopiero 5-te miejsce, ale jak mówi, nie mógł zwolnić... Także całą trasę przebiegliśmy razem, zmieniając się na prowadzeniu. No i rozmawiając oczywiście. Fajnie mijał czas. Od połowy dystansu towarzyszył nam wóz i motocykl z kamerami. Okoliczni Chińczycy licznie kibicowali (nie wiem, czy im kazano, czy tak po prostu;). Ale uśmiechali się, coś tam skandowali. Super! Starałam się uśmiechać cały czas... Potem usłyszałam na mecie, że to niemożliwe, że jak ja to zrobiłam... Jako jedyna wyglądałam jakbym miała ochotę jeszcze na tą dodatkową 50-tkę.

Teraz tylko liczę, że pobyt na wysokości i ten bieg zaowocują superkompensacją w Poznaniu. Ale wiadomo, że nic... nie wiadomo. Zobaczymy. Czeka mnie jeszcze trudna podróż do domu, z 3 przesiadkami. Na razie czuję się świetnie. To znaczy zupełnie normalnie. Trochę niewyspana.

Piłam na każdym punkcie. Wodę, no bo nic innego nie było. Na szczęście rozdawano buteleczki 0,33l. Zjadłam dwa żele. Bardziej na wszelki wypadek niż rzeczywiście ich potrzebowałam. Ale z minuty na minutę robiło się coraz bardziej gorąco. Na końcu łapałam już po 3 buteleczki i suto się polewałam. Nie mogłam doprowadzić do odwodnienia. Trochę też dlatego nie zwolniłam na końcu, gdy już wiedziałam, że mam dużą przewagę. Po prostu jak najmniej chciałam być na tym słońcu. Dobiegłam w 3:32, po drodze maraton mijając w 2:59. Także równy bieg. Choć kilometry od 4,55 min/km do 3,3o... ale takie było ukształtowanie terenu. I cieszę się z tego, bo mój organizm bardziej odczułby równą kadencję. A tak, było trochę siły, trochę szybkości...

Po biegu dekoracja, setki wywiadów i zdjęć. Wierzcie mi, każdy chciał sobie z nami cyknąć fotkę. Aż musiałyśmy uciekać... W chinach najbardziej spodobało mi się jedzenie. Tyle osób straszyło mnie, a tu taka miła niesodzianka. Mnóstwo owoców, warzyw, ryb, owoców morza. Mniam!!! Będę tęsknić. No, ale zamierzam wrócić za rok, na oficjalne już MISTRZOSTWA ŚWIATA 50K, bo teraz jestem taką "prawie mistrzynią;)"  
Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „ZŁOTO W CHINACH NA 50KM!

  1. Sylwia mówi:

    Po prostu wiedziałam, że tak będzie! 🙂 🙂 🙂 GRATULACJE !!! Jesteś mega uzdolnioną biegaczką i zawsze Ci mocno kibicuję! BRAWO Dziewczyno! Jesteś nie do zdarcia!

Dodaj komentarz