Marzec ‚2012

Cz, 1 marca 2012, 12:33
No i w tym roku 800 km przekroczone. STYCZEŃ - 390 km LUTY - 408 km Dzisiaj, 1 marca regeneracja poranna wizytra w Ortorehu i masaż bolącej stopy (boli mnie podbicie, troche spuchnięte) oraz pachwiny (cóż, krzywa jestem i raczej już tego nie naprawię...) 5,3 km truchtu plus 2 x sauna (wczoraj prowadziłam ostatnią w tym sezonie halę, trochę smutno... no i ciężko będzie się zabrać do takich ćwiczeń samemu... niemniej dzisiaj czuję się ociężała i pobolewajaca...)
Pt, 2 marca 2012, 12:07 2 marca, piątek 12,7 km w nieco ponad 50 minut. 20' rozgrzewkowo, ale narastająco plus 10 x 2' p:1' mało, mało, mało ale na więcej nie starczyło czasu. Pierwsze 5 po 3,38 min/km, szósta 3,34 min/km, siódma 3,31 min/km, ósma 3,29 min/km, dziewiąta i dziesiąta po 3,20 min/km. Chciało się jeszcze. Ale w planie miałam 15' siłowni. Pt, 2 marca 2012, 12:57 A żeby nie było, że lansuję się tylko po portalach (to dla złośliwców;) Obrazek W najnowszym Shape kilka słów o tym, dlaczego bieganie jest fajne, modne i ogólnie naj, naj. I dla kobiet do tego wszystkiego. So, 3 marca 2012, 15:18 sobota, 3 marca TADAM... Na szczęście dzisiejszy start terningowy w Falenicy podbudował mnie i pokazał, że forma konsekwentnie rośnie, tzn. dobrze, że nie było jej w styczniu :hejhej: Złapałam 38,41 czyli życiówka z grudnia poprawiona o ponad minutę i to w bardzo spokojnym biegu. NIKT mnie nie wyprzedził przez cały bieg!!! To JA wyprzedzałam na WBIEGACH - oł, jes! Wreszcie ćwiczenia siłowe i bieganie pod górkę owocują (a przecież start był na zmęczeniu). Naprawdę - tempo było od początku komfortowe. Na pierwszym okrążeniu celowo złapałam się Jacka Gardenera, ale potem zaczął zwalniać więc wyprzedziłam. I tak sobie spokojniutko wyprzedzałam... do samego końca :hej: Stać mnie było na przyspieszenie na końcu, ale jakoś nie znalazłam motywacji :tonieja: Ale wiosenna, piękna pogoda! Potupałam jeszcze podczas spaceru z Bartusiem w joggerze (mały terrosrysta tak się przyzwyczaił, że z wózkiem się biega, że teraz wymusza: "mama, za wolno, mama biega") 15 km - łącznie z czwartym bonusowym okrążeniem na wydmie i tupaniem. Może było więcej, ale... nie o kilometry chodzi. Chcoć tych w tym tygodniu jest już 68,1 km co oznacza, że jeżeli jutro skuszę się na wybieganie to znowu mało regeneracyjny wyjdzie ten tydzień;) N, 4 marca 2012, 16:18 niedziela, 4 kwietnia Spokojne 26 km. Średnie tempo wyszło 4,44 min/km, ale pierwsze dwa kilometry po 5,30. Później wszystkie w oklolicy 4,40 minkm. Oczywiście ostatni najszybszy. Pięknie. Wiosennie. Tydzień: 94,1 km Bardzo przyzwoicie. Jenda życiówka - falenicka (nastrajająca optymistycznie). a tu jeszcze dzisiejsze popołudniowe ćwiczenia dodatkowe :) Obrazek Ależ ja uwielbiam biegać :hej: :hej: :hej: Pn, 5 marca 2012, 08:03
A dziś (poniedziałek, 5 marca) o 6:20 byłam już w Hiltonie;) 13,4 km z czego ponad połowa pod górkę drabinka - 3 minuty mocnego podchodzenia 3 x 20 wyciskań na suwnicy (tylko 40kg) basen - ok 20 minut Zamknęłam się równo w 2 godzinach :) i zdążyłam do pracy :spoczko:
Wt, 6 marca 2012, 14:16 Trening trochę bez sensu, ale dzisiaj jestem tak zalatana i potykam sie o tak bezsensowne problemy (przeszkody), że i trening trochę "na odwal". 10,8 km w tym 8' (nachylenie 1%, tempo 3,58) + 6' (nachylenie 2% tempo 3,58) + 3' (nachylenie 3% tempo 3,58). Śr, 7 marca 2012, 13:10 10 km, 45 minut, tempo narastające Cz, 8 marca 2012, 07:51 czwartek, Dzień Kobiet Mój zegar bilogiczny zerwał mnie pare minut przed budziekiem, chwilkę przed szóstą. Dzięki przygotowanym wieczorem rzeczom (ubranie, torba na trening) pomknęłam na siłkę do Hiltona. Dzięki temu, że rano jechałam do pracy (no, Hiltona mam 300 metrów od biura) nie godzinę, a 18 minut...! jeh! o 6:40 już ćwiczyłam :) 12 km, z czego połowa pod narastającą górkę 3 serie na suwnicy (40kg) brzuchy rozciąganie basen... 8:30 w pracy :) Pt, 9 marca 2012, 07:36 dzisaj raczej sobie nie pobiegam po południu jadę do Bydgoszczy na Mistrzostwa Polski w Biegach Przełajowych groźnie brzmi... niestety trasa jest ponoć łatwa (niestety dla mnie) i ma tylko 8 km. mam nadzieję, że nie będę ostatnia, bo niezłe "ścigaczki" się zgłosiły... wynik w pierwszej połowie stawki bedzie satysfakcjonujący, a pierwszą ósemkę uznam za duży sukces... czy się uda? zobaczymy jutro... po co tam jadę? pościgać się oczywiście, próbować dotrzymać tempa lepszym i ćwiczyć psychikę;) trochę ten start podpowie mi też, gdzie jestem... a za tydzień Maniacka Dziesiątka i próba łamania 36', za dwa tygodnie półmaraton i walka o życiówkę, za 5 tygodni maraton... a z innej bieczki: wczoraj mieliśmy wypedek, w wyniku którego Bartek doznał uszczerbku na zdrowiu w postaci straconego zęba... tak to zakończyła się zabawa z siostrą cioteczną... babcia nie dała rady nadążyć... szczerbolem będzie przez 3-4 lata... łobuziak jeden... So, 10 marca 2012, 07:34 W piątek, po dotarciu do Bydgoszczy (dobrze, że w ostatnim momencie pożyczyłam nawigację, bo źle by się to skończyło...) i dopełnieniu formalności (połaczonych z lekką kłótnią, gdy chcieli mnie zakwaterować w dwójce. Próbowałam wyjaśnić, że przecież pisałam, że dopłacę do jedynki, że jestem za stara na mieszkanie z kimś, że mam dużo pracy i będę przeszkadzać dokooptowanej osobie... w końcu się udało) 7,6 km robiegania (tempo 4,48 min/km, w tym 8 przebieżek). Chciało mi się biegać po tylu godzinach w samochodzie, ale... pobiegam sobie dzisiaj. Byle nie przybiec na końcu. Byle pobiec na miarę możliwości. Wyżej i tak nie podskoczę ;) A przetarcie może być dobre. Martwi mn ie tylko start, dopiero o 13.25... czyli znając życie, uwzględniając opóźnienia, bieg skończy się przed trzecią, czyli czeka mnie podróż po ciemku. Do Łodzi po Małego. Dobra, tym będę martwić się później;) So, 10 marca 2012, 18:34 Poszło lepiej niż miało, choć i medal był w zasięgu, ale chwila nieuwagi i straciłam grupkę:( Ostatnie 2 km samotnego biegu, właściwie bez motywacji (następna zawodniczka była daleko), że praktycznie pokonałam truchtem. Cieszę się ze startu, bo się bardzo fajnie "przetarłam", długo trzymałam prowadzącą grupę. No i już wiem, co to przełaje - niestety trasa... płaska, zbita - słowem "żenująco łatwa" - nie sądzę, że tak wyglądają trasy przełajowe na świecie. Cóż. Śmieszą mnie komentarze koleżanek, które dawno formę straciły i starają się zdyskredytować te zawody. Ale cóż...Polka potrafi :hej: A przeciez przełaje nigdy nie cieszyły się wielką renomą, bo to gra o... nic.... Ot, wyścigi, gdzie jest się z kim pościgać. Moim zdaniem grupa była dość mocna, do 4 km (oprócz Kowalskiej, która zdecydowanie wygrała i była poza zasięgiem) praktycznie wszystkie biegłyśmy razem. Choć na początku ja trzymałam się z tyłu grupki: trening biegowy w marcu Potem odpuściła Edyta (kontuzja), zrezygnowała Ania Giżyńska (jak powiedziała po biegu, miejsce poza pierwszą dziesiątką jej nie interesowało), powoli wykruszały się inne zawodniczki. trening biegowy w marcu Ja na 5,5 km zagapiłam sie i pozwoliłam czwórce dziewczyn uciec. Potem (wiał silny wiatr, padało) starciłam motywację :grr: Zdjęcie z mety przedstawia żałosny widok (co się stało z moimi włosami! :orany: ) trening biegowy w marcu Ogólnie - pozytywne doświadczenie. Choć zostałam skopana, odepchnięta brutalnie kilka razy ( nie mam takich doświadczeń z ulicy...) Czas 29:31 (prawie na maksa- ale mogło być minimalnie poniżej 29, bo ostatni kilometr poddany). Szóste miejsce. 22 wystartowały, 18 dobiegło. Mam tylko nadzieję, że się nie rozchoruję... Brrr, zimno było. Padało. Jak by powiedziała Świnka Peppa "okropniaście brzydka pogoda. Ale będzie można skakać w kałużach;)" Jest optymizm przed Maniacką :hej: N, 11 marca 2012, 12:08 Niedziela, 11 marca (10 dni do wisony!) Wiatr Wiatr, coraz silniejszy z każdym kilometrem. W ramach regeneracji - krótkie długie wybieganie... 19 km, tempo 4,36 min/km Pn, 12 marca 2012, 14:58 W poprzednim tygodniu "tylko" 86 km. A teraz może być jeszcze gorzej, bo nie wiem, w co mam ręce włozyć, a za 3 dni rusza mi kampania... Dziś 6,5 km. Na nic nie mam czasu. Wt, 13 marca 2012, 09:09 Wtorek, 12 marca o poranku Wstając rano zastanawiał się, czy nie lepiej przysłużyłby mi się jednak SEN... Ale w lunatycznym transie dojechałam do Hiltona. Wiosna, wiosna tuż, tuż - parę minut przed siódmą rano tylko jedna bieżnia była wolna (a jest ich ze 40!) Początek był fatalny - bieganie na czczo, choć ma uzasadnienie w treningu maratońskim, nie pozwala jednak osiągnąć pełnej mocy... 13,7 km w tym 3 x 3' (3,56 min/km, naczylenie 3%) plus 3 w tempie 3,42 (ależ to przyjemne po takich górkach). Ogólnie prawie cały terning pod górkę. PO - czułam się fantastycznie. Wt, 13 marca 2012, 15:03 Obrazek Najnowszy magazyn LA zrobił podsumowanie sezonu 2011. Śr, 14 marca 2012, 14:37
spać... Dzisiaj rano, w deszczu (to jednak minus biegania po lesie :oczko: ) 12,9 km, spokojnie (4,55). Na dziś jestem pełna obaw, co do mojej formy. Mam nadzieję, że to chwilowy kryzys związany z niskim ciśnieniem ;)
Cz, 15 marca 2012, 08:37 Czwartek, 15 marca (ależ ten czas leci). Dzień z tych, których najpierw nie lubię, ale lubię później... Pobódka 5:30, bieganie i siłownia. Równe 14 km w godzinę, w tym 10 x 2' (po 3,35-3,31 min/m, p:1' (4,40 min/km). Energetycznie. Trochę ćwiczeń na nogi, brzuch, klatkę piersiową. Obudził mnie ten trening... W sobotę próba łamania 36 minut na dychę. Teoretycznie powinno sie udać, ale jestem cholernie niewsypana :niewiem:
Pt, 16 marca 2012, 08:35
Malta... niestety tylko ta w Poznaniu;) Poranny rozruch 6 km. Przed siódmą mało biegaczy, ale wczoraj po zmroku - Malta tętniła życiem. Biegacze, rowerzyści, rolkarze.
Pn, 19 marca 2012, 08:22
oj się posypało:( dziś jeszcze ledwo żyję nie mam siły na nic! zacznę od początku: W piątek pracowity dzień w Poznaniu, zakończony późnym pójściem spać, Młody w nocy był niespokojny, a poranne wstawanie wyznaczone na 6 rano (a i tak Bartuś wygrał, zrwyając nas o 5:30). Nie czułam się dobrze. Przemęczenie (skutecznie uzbierane przez ostatni tydzień, zmęczenie pracą, Bartkiem). Większość osób pewnie mogła wyspać się przed biegaiem - ale ja byłam w pracy: trzeba było przygotować FAAS Testy, szybką setkę, etc. Temperatura rosła z godziny na godzinę, mój ból głowy też się powiększał. No ale - nie pierwszy raz coś było nie tak - na trasie mogło się poprawić. Start o 12-tej, oddalony półtora kilometra od strefy mety (i naszych PUMowych aktywności), ja pedzę, lecę na ostatnią chwilę. W ostatnim momencie zorientowałam się, że mam skarpetki... męża. F! Nie było szansy na zmianę. I tak powoli zaczął się mój PROBLEM!. Wystartowałam mocno, wierząc że dobry czas jest do osiągnięcia. Na piątce jeszcze prowadziłam, z życiówką poprawioną o ponad pół minuty (17:21), ale problemy zaczęły się już od czwartego kilometra. Feralne skarpetki zaczęły się zwijać, uciskać, szkodzić. Na piątce czułam już duże krwiaki, na szóstym POWINNAM była zejść (no ale głupi honor i takie bzdury). Efekt był taki, że drugą część dystansu pokonałam w 19 minut, a stopy nie nadają się do użytku... :ojnie: Czas 36:18 (co po 8 km w ogóle przestało mieć znaczenie, bo biegłam na krawędzi stóp). Gdyby tego było mało! Pod wieczór dopadła mnie (a potem całą rodzinę!) grypa żołądkowa. Paskudna, w najgorszym wydaniu. W niedzielę miałam ochotę umrzeć... Tak to skończył się wypad do Poznania, a przecież trzeba było jakoś wrócić... MASAKRA - Maciek ledwo nas doprowadził do domu (bo choć jego rotawirus zaatakował w mniejszej skali i później, to napady duszności, odruch wymiotny - to wszystko towarzyszyło nam w drodze powrotnej). Gdy dotarliśmy do domu, dosłownie rzuciliśmy się na łóżko i zasnęliśmy (na szczęście Bartuś miał ten sam plan). Start w połówce w Warszawie stoi pod wielkim znakiem zapytania. :ojnie: :ojnie:
Wt, 20 marca 2012, 13:04
Wczoraj wieczorem grypa żołądkowa znowu zaatakowała, także chyba z jakichkolwiek planów nici. Jest czternasta, a ja dopiero zwlekłam się z łóżka i czuję się jak wrak człowieka :echech: Idę z powrotem spać i panować nad żołądkiem... :ech: :ech: :ech: :ech:
Cz, 22 marca 2012, 19:25
nie jest dobrze:( ledwo się dotoczyłam przez 10 km, wyraźnie zwalniając po szóstym - średnie tempo znacznie powyżej 5 min/km. mimo wszystko liczę, że organizm jakoś się jeszcze odbuduje... ale BRAKUJE glikogenu, BRAKUJE siły .... strasznie mi szkoda, bo liczyłam na życiówkę, na dobry bieg. a mogę niedobiec... :ech: to jednak nie jednodniowa grypa tylko czterodniowe zatrucie. :ojnie: a stopy... też ledwo-ledwo. tylko szerokie, wygodniaste FAAS 400 pasują. żadne "śmigacze" w grę nie wchodzą - ale to akurat w tym wszystkim najmniejszy problem, jak się okazuje. bo jak sił nie będzie, nieważne będą buty...
Pt, 23 marca 2012, 17:35
piątek, dwa dni przed PW 11km, w tym 5 x 2' (3,28), p 1' (4,30) powoli... jeszcze słabo
So, 24 marca 2012, 10:17
jeszcze w starej czasoprzestrzeni- ok. 6 km (po drodze zakup szynki i pasztetu, bo tak sobie panowie zażyczyli...) dzisiaj trzeba jeszcze pakiet odebrać i może wybrać się na małe zakupy jutro będzie, co będzie... (ależ to odkrywcze) 
N, 25 marca 2012, 05:13
Na początek optymistycznie - udało się wstać bez bólu, choć Mały w nocy budził się kilka razy i rozpychał w naszym łóżku...(ale dziś nie miałam siły na walkę o właściwe miejsce do spania...). Pogoda szykuje się w miarę. Niestety wiatr będzie się z każdą godziną wzmagał... Walczę o życiówkę, zobaczymy co z tego wyjdzie. Profil trasy nie przeraża, ale też nie nastraja jakoś optymistycznie... trening biegowy w marcu Co ma być, to będzie!
  Pn, 26 marca 2012, 14:10 1:17:10 (1:17:12) nie było tak źle Półmaraon Warszawski - impreza docelowa tej wiosny. Byłam przygotowana, ale kłopoty zdrowotne (4 dniowe zatrucie) niemalże zniweczyły moje marzenia o dobrym biegu. Jeszcze w czwartek, na 3 dni przed PW ledwo dałam radę przebiec 10km...i byłam bliska wycofania się. Ale organzim wie, kiedy ma się zmobilizować. Po raz kolejny potwierdzam też, że JA jako swój osobisty terner, sprawdzam się w przygotowaniach pod konkretne, docelowe starty. I wciąż jest progres, zatem jeszcze nie czas, by myśleć o zmianach... Ale od początku... Jeszcze w lutym organziator chwalił się, że będzie to najszybsza trasa w kraju. Niestety liczne remonty w Warszawie uniemożliwiły stworzenie komfortowych warunków. Trasa praktycznie nie miała płaskich kawałków, ciągle góra dół. Profil nie był bardzo trudny, ale druga część klasy znacznie trudniejsza. No i wiał wiatr. Mam wrażenie, że cały czas było pod wiatr... A jeszcze dzień wcześniej było takm spokojnie... Rano wstałam o 6.30 nowego czasu, po nieprzespanej nocy (ale to nie nerwy, tylko Mały szkrab, który ostatnio wariuje w nocy...). Czułam się dobrze. Byłam pełna dobrej energi. Na 8.50 Maciej z Bartusiem odwieźli mnie na start. I tu zaczęły się schody! Bo NIKT nic nie wiedział. Przegoniono mnie po całym stadionie (szukałam ELITY i możlwiości odhaczenia się w Mistrzostwach Polski). Przez 50 minut! szukałam... prawie sie rozpłakałam w pewnym momencie... W końcu za sprawą biura prasowego udało się... No ale na rozgrzewkę czasu już nie miałam -10 minut na naklejenie plastrów, przebranie... i właśnie w momencie, gdy rozebrałam się już do stroju startowego... PADŁ STRZAŁ Ło matko!!! Nikt nie był na to przygotowany... Nagle, w popłochu ruszyła cał elita, wszyscy zdezorientowani, kompletnie nieprzygotowani... Pierwszy kilometr baaaardzo wolno - ok. 3,45min/km. Za wolno, ale przecież nie będę wyprzedzać dziewczyn. Drugi kilometr jeszcze sekundę wolniej. Co jest grane? Tak wolno? Chyba dziewczyny też to zobaczyły i 3 km już 3:27. Teraz jakby za szybko... Kolejne kilometry pomiedzy 3:26, a 3:38. Nie lecę za czołówką, biegnę swoim tempem za Kasią Durak. Ok. ósmego doganiamy Annę Woję. Z Anią biegnę do dychy (JEJ!!! 35:59 i wreszcie złamane to przeklęte 36! A tak wolno:) Wiem, że druga część trasy będzie trudniejsza. Czeka nas podbieg na 13km. Trochę się obawiam, bo zostaję sama. Gonię Olę Jakubczak, ale dystans zmniejsza się bardzo powoli. Na podbiegu na szczęście dogania mnie Michał Żurawski, chowam się przez 2 km za jego plecami. Tempo 14km - 4:03 (zatem duża starta, ale podbieg był długi, nie warto było szarżować). 15 km - najszybszy w biegu 3;25. WIEJE. Ależ zrywa się wichura, nasila z każdą minutą. A ja przeżywam kryzys. Dogania mnie Kasia Durak (nad którą miałam już ze 20 metrów przewagi). Słabnę. Ale dochodzą mnie Warszaviaki - dołączam się do nich i odzyskuję siły! (po raz pierwszy udało mi się wygrać ze 'ścianą") Wyprzedzam Olę i znowu doganiam Kasię. Wyprzedzam Kasię. Tempo wzrasta. Ale nie wiem na jaki czas biegnę, bo GARMIN nie dał rady w tunelu. Biegnę... i nie wiem co się stało, że po wbiegu na ślimaka, na 20km pozwalam Kasi odejść, a sama zwalniam... Aj, czemu??? Dobiegam... Widzę wyniki i cieszę się, a jednocześnie dopada mnie wkurzenie. Przecież złamanie 1:17 było w zasięgu ręki!!! Aj. I w głowie pocieszająca myśl - gdyby nie wiało, a trasa była łatwa...ile wtedy bym nabiegała???? Obrazek Skarpetki compressport były dopełnieniem stroju (oczywiście paznokcie też pod kolor). W skarpetach zakochałam się i już ich nie opuszczę:) Pn, 26 marca 2012, 17:56
26.03.2012, poniedziałek Rozbieganie 7,3 km. Jakoś tak wolno... Tempo 4,50 min/km. Czuję się zupełnie dobrze, łydki idealnie. Żadnych dolegliwości bólowych (poza stopami - ale to pozostałości po Poznaniu...). W niedzielę planuję pobiec w Pabianicach półmaraton w tempie maratonu...;)
Wt, 27 marca 2012, 11:00 27 marca, wtorek 7,6 km pod górkę basen sauna x 2 i od jutra wracamy do pracy nad maratonem ;)  
Śr, 28 marca 2012, 11:06
Dziś już pełen power:) 11 km, w tym 4 x 3' (pod górkę 3%, tempo 4,0 min/km) odpoczynek 1%, 2' 4,40 min/km Generalnie reszta też pod górkę. Energetycznie. Przyjemniaście. A wieczorek jeszcze 4 km rodzinnego biegu. Plus rehabilitacja prewencyjna w Ortorehu.
Cz, 29 marca 2012, 12:22 29 marca to 13,1 km spokojnego biegu (4,53 min/km). Rano po lesie. Zaczynałam w deszczu kończyłam w promieniach wiosennego słońca. Magia. Pt, 30 marca 2012, 09:16 12,3 km, 5 przebieżek.   So, 31 marca 2012, 15:44 i znowu czuje się na skraju choroby i nie biegam... bo taraz nie biegam, gdy się rozkładam. a jutro w planie połówka... Oj! Po maratonie trzeba wziąć się za swoje zdrowie. Dbać i pieścić, bo wiek jest wiek;) Metryki nie oszukasz. Coraz trudniej dojść do siebie po melanżu, ciężko na niewyspaniu funkcjonować.
   
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz