Kwiecień’2012

N, 1 kwietnia 2012, 15:06
Pogoda do *** Zero stopni, grad, snieg, silny wiatr. No i przez całą trasę samotność. II Półmaraton Pabianicki. Miało być w tempie planowanym maratońskim. W zasadzie udało się;) Coś ok. 1:20 W miarę równy bieg, od początku na zakwasach, na zmęczeniu. Na treningu nie zmotywowałabym się do takiego tempa. Do tego wpadło lekką ręką 5 stówek, także... OK:) Bartuś będzie miał dodatkowy prezent (BO STO LAT! DZIŚ SĄ 2 URODZINY BRZDĄCA) Byłam druga z kobiet, ale nawet nie nawiązałam walki, bo nie taki był plan. Robiłam swoje. ...ale maraton w takim tempie, przy takiej pogodzie PRZERAŻA. Trzeba odpocząć! I wyzdrowieć (cała paczka chusteczek mi zeszła w trakcie biegu...) Trasa łatwiutka w porównaniu do Warszawy, ale warunki, znacznie gorsze. No i pełna samotność (17 miejsce open).
Pn, 2 kwietnia 2012, 11:34 Poniedziałkowa regenracja. Sauna i jacuzzi, pełen relaks. Powoli zaczynam odczuwać przedmaratońską tremę... :hej: MARZEC - 342, 5 KM (najsłabiuśniej w tym roku;) wszystko przez paskudną jelitówkę. No i zaczęły się starty. Mimo wszystko sezon zimowy uważam za najlepiej przepracowany ever. Śr, 4 kwietnia 2012, 08:16 trema trema trening już raczej regeneracyjny wtorek, 3 kwietnia 13 km wariacji (zakończone 3 x 1'/1' w tempie 3,30 min/km) Trochę ćwieczeń ogólnorozwojowych na siłowni. Wizyta w Ortorehu - prfilaktyczne. I tutaj dygresjia - czemu biegacze tak mało dbają o swoje zdrowie? Na rehabilitację trafiają dopiero, gdy sobie coś zerwą, gdy jest już naprawdę źle. A przecież należy poważnie traktować każdy ból, który nie wynika ze zmęczenia mięśni. Im szybciej zaczniemy "sobie pomagać", tym szybciej uda się pozbyć kontuzji lub zupełnie jej zapobiec... No, ja w każdym bądź razie DBAM o siebie. Bo kontuzja to NIEBIEGANIE, a tego chiałabym za wszelką cenę uniknąć.... środa, 4 kwietnia 12,5 km porannego biegu pod górkę Cz, 5 kwietnia 2012, 10:37 dawno tak źle mi się nie biegło. Wróciłam po 9,2 km (tempo 5,10- 5,15??) brak... no, wszystkiego brak, trzeba było sobie pospać, zamiast zrywać się na bieganie:( So, 7 kwietnia 2012, 06:22 Wreszcie krótkie wakacje. Mrągowo. Wczoraj poranne warszawskie 7.7 km w narastajacym tempie, a wieczorem (bo jednak udało się dojechać przed zmrokiem) po mazurskich polach 12.6 km w tempie 4,40min/km Czuję, że żyję, ależ tu pięknie. A bartuś szaleje, aż miło - i nockę całą przespał... Niestety jutro zapowiadają ŚNIEG :orany: So, 7 kwietnia 2012, 11:38 Sobota wielkanocna, 7 kwietnia Przepiekne 16 km Może nie jestem normalna, ale było pięknie: wiatr, deszcz, grad, lis przebiegający mazurską drogę, bociany próbujące mnie dogonić, para czapli wydająca godowe dźwięki, pustka... Wróciłam mokra, zmarznieta i szczęśliwa... :hejhej: Potem masaż szwedzki. Basen (pluskanie z brzdącem - oj, to jest trening!) Gonienie Bartusia po hotelu - nie wiem ile kilometrów, ale zdecydowanie Młody należy do aktywnych dzieci! Pierwszy tydzień kwietnia - 96,4 km. Zaskoczenie... N, 8 kwietnia 2012, 13:22 Niedziela, WIELKANOC 11,2 km. Śnieg, wiatr, sople... Pn, 9 kwietnia 2012, 17:19 Poniedziałek, bardziej wiosenny, PLUS TRZY!! i słońce!! 12,3 km ( 300 metrów dzieli nasz pokój od wejścia do hotelu :ojoj: raj dla malucha. Zagadka: ile km Bartuś pokonuje dziennie...???) masaż gorącymi kamieniami basen sauna piwo :tonieja: Wt, 10 kwietnia 2012, 18:02 bardzo ciężkie poranne 10,2 km I do domu :smutek: Zdecydowanie potrzebuję więcej odpoczynku. Za dużo mam na głowie lecz niestety szykują się bardzo ciężkie dwa tygodnie. I to nie za sprawą maratonu... Rzeczywistość. Cz, 12 kwietnia 2012, 07:33 Środa - odpoczynek, a raczej zdychanie Od trzech dni nie mogę spać,w pracy sajgon (audyt i takie tam). Młody na pograniczu choroby. Maciek w rozjazdach. SPAĆ! Czwartek - rano (bo Młody postanowił wstać o 5.30...) 9,1 km, 3 x 2' (na pobudzenie) Słabo, ciężko. :( Znowu narzekam...wiem, wiem, ale potrzebuję się wyspać, a perspektywy nie są obiecujące :( W głowie już mam długi łikend i odpoczynek. Pt, 13 kwietnia 2012, 16:46 13-tego w piątek NIE BIEGAM! So, 14 kwietnia 2012, 07:11 W nocy obudził mnie katar i kaszel, "gula" w gardle :grr: Nie wiem, czy był jeszcze trzynasty... Mimo to ponad 10h snu... ale nie da się tak "na raz" odespać wszyzstkich zaległości. Jak nie pozwolić przeziębieniu rozwinąć się? Idę pobiegać... So, 14 kwietnia 2012, 08:54 Całe 5,3 km człapania. Aż się spociłam... 4 przebieżki. Wiatr, zimno. To drugie na plus.... Moje samopoczucie słabe, bo zatkany nos i ciężko mi się "zmysłami" świat odbiera. Cóż... trzeba będzie zmobilizować wszystkie siły organizmu na jutro....
N, 15 kwietnia 2012, 04:07
To jeszcze podsumowanie poprzedniego tygodna: całe 48,1 km plus 1 kg i jestem ciężka jak słoń, chyba przereklamowane to ładowanie węglowodanami, choć we wrześniu w Warszawie sprawdziło się zmęczenie pracą skrajne niewyspanie KATAR (fuck!~to mnie najbardzie martwi) gardło zainfekowane (ale rozwinięcia w tej materii oczekuję za dzień, dwa...) Bilans mało optymistyczny, ale... RYZYKUJEMY Nie mam nic do starcenia, najwyżej zejdę z trasy - to nie Mistrzostwa Świata. Numer 17... cokolwiek to oznacza... mam nadzieję, że Włosi nie mieli racji: We Włoszech uważana za pechową na zasadzie: 17 = XVII = vixi = "żyłem" = "już nie żyję". Martwi mnie też prognoza - na tę godzinę, to już chyba aktualna: deszcz i silny wiatr (przynajmniej temperatura sprzyja - ma być 8-10 stopni). Trochę dziwnie czuję się należąć do elity, gdzie jednak inne dziewczyny mają życiówki poniżej 2:40 - nawet jeżeli kilka sekund poniżej, to jednak jakoś to wygląda... a moje 2:48... No, mocny wynik amatorski :hej: W ogóle śmieszna sprawa z tą elitą w Łodzi - kilkunastu Kenijczyków, Etiopczycy... mocno afrykańsko. Nie udało się zmobilizować czołowych Polaków do startu.
Pn, 16 kwietnia 2012, 09:00 15 kwietnia 2012, niedziela ŁÓDŹ MARATON  Na maraton w Łodzi zdecydowana byłam już wczesną zimą. Nie wiedziałam, jak będę przygotowana, jak uda się przepracować zimę. W sowich przygotowaniach wykonywałam raczej pracę "pod połówkę", ale ja nigdy nie biegałam dużo, nie uznaję (jeszcze) prędkości maratońskich na treningach. Mimo wszystko była to rekordowa zima, zarówno pod względem kilomerażu (w lutym nawet przekroczyłam 400km!! Wariactwo normalnie...), a także siły (przyznam, że właściwie po raz pierwszy wprowadziłam siłe, jako stały elemnt treningu, dodatkowo 16 razy prowadziłam zajęcia na hali lekkoatletycznej). Półmaraton Warszawski był udanym startem, choć warunki pogodowe nie sprzyjały (ale w tym roku jestem chyba skazana na SILNY WIATR!), nie sprzyjał też tydzień poprzedzający start (zatrucie i 4 dni ... umierania). Tydzień po półwce w Warszawie pobiegłam kontrolnie półmaraton w Pabianicach (wiosenna zamieć śnieżna, -1 stopień i ... WIATR), 1:20:29 sekund. To potwierdziło, że przy sprzyjajacej aurze jestem w stanie atakować 2:40. A przynajmniej próbować, jak najbardziej zbliżyć się do tego wyniku. Niestety tydzień przed maratonem był... ciężki. Dużo pracy w pracy, 3 nieprzespane noce, choroba Bartusia. Słowem - nie czułam się komfortowo. Dodatkowo waga zamiast 49 pokazywała 51 - a to jednak (niestety) na maratonie akurat, ma znaczenie. Po raz pierwszy w maratonie startowałam, jako ELITA. Co to oznacza? Dostałam dwa numery startowe - na tył i przód, z imieniem i nazwiskiem, miałam prawo do ustawienia na specjalnych stolikach swoich odżywek, no i start ze sterfy zero, czyli pierwszej linii. Mieliśmy też zapewniony specjalny namiot przy strefie startu oraz wolontariusza, który zabierał nasze rzeczy do hali Atla Arena. Niestety start się opóźnił o 10 minut. Duże "niestety", bo padało. Temperatura 7 stopni (wydawałoby się optymalna), ale deszcz i silny wiatr. Jak silny... o tym przekonałam się na trasie. Nie czułam się dobrze. Brak było luzu, wypoczęcia. Dodatkowo zatkany nos i postępująca infekcja gardła. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować i trzymać się Ukrainki i Białorusinki (miały biec na złamanie 2:40). Jednak już na pierwszym kilometrze odpuściłam, bo dziewczyny biegły po 3:20... ja 3:44 min/km. Na trzecim jednak doszłam je i do 14 km biegłam za nimi. Niestety dziewczyny strasznie szarpały tempo (od 4,0 do 3,28), a ja tego nie znoszę, nie umiem tak biegać. Gdy 14km wyszedł w 3,28, odpuściłam. Obrazek Rozsądek podpowiadał mi, że umrę... gdy to pociągnę. Wiedziałam już też, że zdecydowanie, przy tych warunkach, ambicje trzeba włożyć w kieszeń. I zostałam. SAMA. Motywacja sięgnęła dna. Korciło zejście. Ale przecież nie po to napychałam się tymi wszystkimi węglowodanami i czułam jak nadmuchana świnka, żeby zejść. Trzeba to SPALIĆ - myślałam. No i tup-tup. Połówka wyszła ok 1:22. Po połówce dostałam rowerowe wsparcie - DZIĘKI :) Niestety rower nie potrafi osłonić od wiatru, ale obecność towarzysza - BEZCENNE. Ja starałam się nie mówić, jednak jakaś konwersacja przez cały czas istniała. To pomogło. Choć do 32 km UMIERAŁAM. Głupio przyznać, że ten kryzys był tak długi... ale tak było. W głowie jednak kołatało się to "zejść, zejść...". Po 32 drugim km odżyłam. Naprawdę, zaczęło mi się dobrze biec. I znowu biegłam poniżej 4 min/km. Na 41 km doszłam Białorusinkę. I rozkręcałam się... 2:46:44 netto/ 2:46:47 brutto trening biegowy w kwietniu ostatni kilometr i finisz Obrazek Ambicje były większe, ale to maraton. Zdobytego doświadczenia nikt mi nie zabierze. Do tego dystansu potrzebna jest pokora i respekt. Jestem zadowolona, że nie zeszłam, że dotrwałam, że finiszowałam, że zakwasów prawie nie mam. Jest życiówka poprawione o mocne dwie minuty. Obrazek Miejsce piąte. To już szósty maraton i szósta życiówka: 3:26 3:10 3:03 3:00 2:48 2:46 Pn, 16 kwietnia 2012, 13:22 armin pokazał mi dystans o 700 metrów dłuższy niż maratoński! 16 kwietnia, poniedziałek Zasłużony odpoczynek, czyli basen plus sauna (basen to pluskanie, a nie pływanie;) Chciałabym podziękować Ewie Witek i klinice Ortoreh za pomoc :):):) A teraz trzeba się przywrócić spowrotem do sprawności i porobić trochę życiówek na krótkich dystansach! Śr, 18 kwietnia 2012, 07:05 Roznosi mnie. Dziś bym mogła wykręcić niezły rekordzik na 10km... A trening? 8 km w narastający tempie. Miałam tylko trzydzieści pięć minut... Ja biegłam maraton? Jakże różni się tegoroczne doświadczenie od poprzednich... Cz, 19 kwietnia 2012, 17:05 10,6 km, kilka przebieżek deszczowo nijako wiosna?? to ma być wiosna?? Dzisiaj w Trójce inspirująca rozmowa z pewnym księdzem. Co Pan sądzi o polskim społeczeństwie? Niestety u nas mamy bardzo silne połaczenie nauki kościoła z marskizmem, co oznacza: miłosierdzie dla biednych, nienawiść do bogatych...A ja właśnie lubię bogatych, bo to oni mogą pomagać. Bezinteresownie...Na dużą skalę   Pt, 20 kwietnia 2012, 11:45
piątek, 20 kwietnia! ależ ten czas leci!!! dziś siłowo - 47 minut: 10 km pod górkę, 2 minuty drabinkowania, suwnica, brzuchy. Za tydzień biorę się za porządny trening 😀 I odchudzanie. I dbanie o siebie. I mam nadzieję, że wiosna wreszcie nastąpi:D
  N, 22 kwietnia 2012, 09:17 sobota - 17,6 km tempo 4,38 niedziela - 10 km (w tym 6 x 100 m podbieg), tempo 4,30 Wt, 24 kwietnia 2012, 05:36 W niedzielę wieczorem długi i pelen niespodzianek lot do Norymbergii... życie potrafi zaskakiwać :orany: Po dotarciu do hotelu byłam tak zmęczona, że padłam. Ale spało mi się fatalnie. Rano 9,1 km, tempo 4,40 min/km Nie powiem, żeby to był miły bieg... Cz, 26 kwietnia 2012, 12:46 Wtorek -8,6 km Środa - 9,7 km Czwartek - pierwszy lepsiejszy trening od dawna - 13,2 km w tym pół godziny bnp, potem 4 x 3' (ok. 3,30 min/km), P:2' (4,30 min/km) plus 6' pod górkę. Orzeźwiające. Pt, 27 kwietnia 2012, 09:03 Piątek, 10,3 km w większości pod górkę. N, 29 kwietnia 2012, 19:49 w nocy z piątku na sobotę złapało mnie choróbsko... a tu wyjazd na obóz... czyżby historia miała się powtórzyć??? Sobota - masakra, ledwno przetrwałam podóż z wwy do Brzozy. Tam 6km rozbiegania (ale z gorączką słabo się biega...). Noc - wyzwanie, ropne zapalenie gardła. mimo to zdecydowałam się na start w Toruniu... ot, rekreacyjnie żeby nie było, że to bieganie takie poważne zawsze musi być... trening biegowy w kwietniu gorzej, że kapelusik dwa razy trzeba było gonić :smutek: trening biegowy w kwietniu normaanie wywczasy... :hej: ale tak serio, to naprawdę, plus 32 to słaba pogoda do biegania, szczególnie gdy upał atakuje nagle... karetka kursowała non stop... trening biegowy w kwietniu Pn, 30 kwietnia 2012, 14:28
I... tutaj odpukuje, chyba udało się "zabiegać" chorobę. W niedzielę, po biegu toruńskim, nie byłam w stanie wydać z siebie dźwięku (jakież zdziwienie pana spikera, gdy na migi pokazałam, że "niet", nic nie powiem, bo chora jestem... Ale gorączka zprzeszła po biegu. Zawalone zatoki i uszy też zaczęły się oczyszczać... Dziś już tylko smarkam cały czas, ale samopoczucie so-so... (i odetchnęłam, bo mi się PITa udało wysłać...). Rano 3 km rozruchu plus ćwiczenia Po śniadaniu 14 km, w tym siła biegowa (krótka, ale w tym upale...) qcze, szkoda mi zmarnować formy, którą mam... Może na weekend się ochłodzi, a ja wyzdrowieję i wreszcie uda się coś konkretnego na dyszkę nabiegać... Po południu 8,1 km plus godzina aerobiku. Łącznie 25 km. Kwiecień: 338 km
     
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz