N, 19 czerwca 2011, 06:55

Mistrzostwa Świata w Maratonie Górskim... Cóż...ukończyłam i nie zrobiłam sobie krzywdy...poza tym, niewiele miało to wspólnego z bieganiem... 21 z kobiet 1:20:13 (na pierwszym szczycie, po ok.10km) 2:29:25 (na dole po 23 km) 4:04:29 (na drugim szczycie na 30 km) 4:47:21 (na mecie - 38,5 km) Strasznie szybko się zkawasiłam i nie byłam w stanie podnosić nóg:( Nie wiem, czy to tylko brak wytrenowania, czy za szybkie tempo na początku??? Brak aklimatyzacji? Burzowa pogoda i deszcz? Miałam zejść w połowie, ale skoro nigdy nie schodzę...to byłoby bez sensu. Postanowiłam potraktować drugą (morderczą) część trasy jako spacer po górach. Przy okazji zgubiłam buta po którego musiałam się wracać, wzywałam pomoc dla faceta, który na moich oczach skręcił sobie nogę (dokładnie nie wiem co mu się stało, ale wyglądało dramatycznie). I człapałam. Z bólem, ale... na szczycie ukazał mi się taki widok... że WARTO:) Gdybym biegła i walczyła, nigdy nie zwróciłabym uwagi na to, co mijam po drodze. A tak? Miałam czas i okazję popodziwiać. Oczywiście wolałabym biec... Ale nie było sensu ryzykować kontuzji (a zmęczone mięśnie łatwo ulegają), bo 15 czy 25 pozycja - to już bez znaczenia. Wnioski: bardzo dużo pracy przede mną, ALE czołówka światowa jest w zasięgu - przez pierwszą część dotrzymywałam im kroku, a nie było to super zabijające tempo (spodziewałam się, że najlepsze dziweczyny leciutko i szybciutko przegonią całą resztę już na początku). Wnioski dodatkowe - jestem dobra w zbieganiu i nie męczy to mojego organizmu. Właściwie na pierwszym zbiegu wyprzedziłam 6 czy 7 kobiet pomimo, że czułam się okropnie. Mnie zbieganie po prostu nie boli. Natomiast podchodzenie...NIE UMIEM:( Jeszcze...
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz