Pn, 12 lipca 2010, 08:25

11 lipca, niedziela W sobotę nie biegałam. Był taki upał... a potem mecz... Bartuś dużo płakał, trzeba było co chwilę pluskać go w wodzie. No, ale w niedzielę już nie wytrzymałam i w czasie dogrywki wyszłam. Nie lubię biegać po ciemku, ale co zrobić. Nie lubię wysokich temperatur- od Puławskiej o 23.00 biło takie ciepło, że szybko musiałam z powrotem skręcić w osiedlowe uliczki. 9 km Tradycyjnie zaczęłam bardzo wolno, a potem "niechcący" trochę przyspieszyłam: 5,27/5,10/4,56/4,50/5,00/4,56/4,55/4,54/4,58 12 lipca, poniedziałek Dzień zaczęłam od biegu z plecakiem na pocztę. Trochę poniżej 5 min/km. Żar lał się z nieba. Co będzie w południe??? Czy Mały da mi żyć? Jak takiemu bobasowi przetłumaczyć, że musi te upały przetrzymać. W końcu będzie chłodniej... 4,5 km Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się zrobić trening. Normalny trening. Choć już wolę nic nie planować... Udało się, choć Mały nie dał tatusiowi spokoju :( płakał cały czas i później mi się oberwało, że zostawiłam Małego na tak długo. A wcale nie było długo... 15 km Najpierw BC1: 5,04/5,05/5,00/4,52/4,56/4,52/4,46/5,03 10x1' p' umiarkowane, tempo ok. 3,55 min/km Na zakończenie 3 km BC1, ale jakoś szybsze wyszły 4,49/4,47/4,38 Samopoczucie idealne. Nawet nie czułam upału. Chyba było chłodniej ;)  
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz