Wczoraj, we wtorek rano temperatura -12 skutecznie zniechęciła mnie do biegania. Z prognoz wynikało, że wieczorem będzie cieplej. I było...o cały jeden stopień...
6,6 km wolno, unikając dziur...
16 lutego, środa
Bartuś znowu chory ja niewyspana .
Trening miał być mocny, ale nie wyszło za bardzo. Czułam się lekko podziębiona, słaba.
17,3 km z czego 66 minut BNP (ale za szybko pierwsze 25 minut - 5,0 min/km, niby nic lecz dzisiaj za mocno), tylko minuta 3,45 min/km. Słabo, słabo. Miałam wyrzuty sumienia, że biegam, że Bartuś zaraz się obudzi i będzie mu smutno, że nie ma mnie przy nim.
Najważniejsze to nie dać się ponownie chorobie. I wyleczyć Bartusia! Bidulek, niby nie jest ciężko chory, ale... dla niego to niesamowity dyskomfort. Dla całej rodziny strapienie. Aj, byle do wiosny
(chyba się powtarzam...)
Nie wiem co z Falenicą (zależy od stanu Małego), pojawiła się natomiast realna szansa na start we Wiązownej na 5km.
Poza tym, same dobre wieści.