Podsumowanie startów weekendowych 9-10 kwietnia
Zastanawiałam się jak to będzie. Dwa starty, dzień po dniu, dwa razy po 10 kilometrów. Oczywiście starty miały być mocnym treningiem, nie zamierzałam biec na 100%. I nie pobiegłam...ALE:
dwa razy wygrałam
dwa razy zrobiłam życiówkę (choć ta sobotnia nie może liczyć się na poważnie, bo trasa była ok. 10km, a powierzchnia urozmaicona. Podbiegi po schodach i przebieganie kładką nad ulicą. Asfalt, kostka, piach i błoto. No i MEGA-WIATR. Było ciężko, ale założenie treningu zrealizowałąm: pierwsze 5 km bardzo mocno (pod wiatr, pod górę), potem odpuściłam (po co biec szybko z górki z wiatrem? poza tym w planach start następnego dnia). 35,55. Ale najważniejsze, że do zwycięzcy brakowało mi tylko 4 minuty (a Tomek biega po 31 minut na dychę). No i open 9 miejsce
Dzisiaj biegłam w II Biegu Raszyńskim. Myślałam, że nic z tego nie będzie bo czułam mięśnie, byłam cała ociężała. Na bieg ledwo zdążyłam, zapominając zegraka (oj, po raz kolejny w tym roku!). I właśnie po raz kolejny nic mnie nie ograniczało. Pobiegłam na czucie, bez spinania się. Wydawało mi się baaarzdoo wolno. Byłam pewna, że w tym wietrze nie da się pobiec szybko. Spodziewałam się ujrzeć na mecie 38-39 minut. Moje zaskoczenie było szczere:
36:49. A zatem oficjalnie na atestowanej trasie życiówka, choć w PW biegłam szybciej.
A sam bieg? Pierwsze 3 km trzymałam się Renaty Antropik. Potem zaatakowałam i tak już zostało. Odpuściłam na końcu, bo nie widziałam żadnej dziewczyny za mną. Trochę szkoda, bo czas mógł być znacznie lepszy, ale...ja naprawdę sądziłam, że ledwo połamię 40 minut... Zresztą przez cały bieg raczej "człapałam". Choć w butach PUMA FAAS 500 ciężko "człapać"...bo naprawdę wymuszają bieg na śródstopiu
Fajny weekend.
Nie spodziewałam się tak łatwych wygranych.
MUSZĘ znaleźć jakąś szybką dychę!!!! To 36 jest spokojnie do złamania