Cz, 18 sierpnia 2011, 07:48

...to lecimy dalej. na szybko spiszę, co robiłam. Może w weekend znajdzie się czas, by pouzupelniać to o terści pozakilometrażoowe;) 3 sierpnia, środa 18,8 km, śr 5,0. Pod górkę było ok. natomiast zbiegi wolno. Wreszcie gorąco! Wieczorem 3 km truchtu 4 sierpnia, czwartek CHORA na maxa. Prawie 40 stopni gorączki, dreszcze, ogólna niemoc. Grrrrr 5 sierpnia, piatek Wciąż mocno zainfekowana, gorączka, ZATOKI. Ból głowy. Mimo to wieczorem 10,1 km truchtu - na sprawdzenie, czy idzie w dobrym kierunku i czy jest sens startować w niedzielę w MP w biegach górskich w stylu anglosaskim. Aj, jak mi żal tych zawodów, bo przecież w stylu anglosaskim jestem najmocniejsza! Tydzień: 96,6 km pomimo choroby.... 6 sierpnia, sobota Chora, ale już tylko stan podgorączkowi. zatoki niestety rozsadzają mi głowę. 10,2 km wooolne 7 sierpnia, niedziela czyli zawody, na które nie powinnam jechać (bo rano ynowu 37,5 stopnia gpraczki), ale żal być tak blisko i nie wystartować... Istna masakra, w połowie trasy - a to tylko 8km już szłam. Nie wiem jakim cudem zajęłam 5 miejsce. Nie wiem, jak to przeżyłam. Po raz pierwszy w życiu bolało mnie serce... Głupota... ...wiem, że głupota, ale...kto z nas biegaczy nie robi głupich rzeczy??? 8 sierpnia, poniedziałek 12,7 km 9 sierpnia, wtorek Rano 4,5 km truchtu Potem 14,2 km. Wciąż tylko człapanie po górach. Góra, dół, góra, dół... nie ma jak znaleźć płaskiego terneu... 10 sierpnia, środa Masakryczne 14 km. Ledwo dobiegłam... 11 sierpnia, czwartek Odpuszczam. Muszę się wyleczyć. Masaż całego ciała:) 12 sierpnia, piątek 7,2 km zprzebieżkami. Powraca chęć biegania... Tydzień: 72,8 km, ale choroba prawie zwalczona Dzięki ultradźwiękom przestały boleć achillesy. Czuję, że w sobotę mogę wystartować.
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz