N, 3 kwietnia 2011, 07:30

Aj, znowu pech mnie dopadł. Jakoś w tym roku nie chce odpuścić:( Po pierwsze, Bartuś zachorował na zapalenie oskrzeli i niestety skończyło się na antybiotyku. W związku z tym zdecydowaliśmy się na poszukiwania niani, bo Mały jest widocznie jeszcze za słaby na żłobek... Po drugie, zatrułam się w piątek tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Po 14 godzinach wymoitowania byłam już gotowa jechać do szpitala. Ale zamiast tego MUSIAŁAM udać się do Łodzi. Maskara. Ale udało się. Dziś dogorywam w szkole. Na szczęście Bartk w nocy był dość wyrozumiały i tylko przez półtorej godziny nie spał. Trening: środa - 11 km czwartek - 13 km Podsumowanie tygodnia 9'/2011: 1 start 3 treningi (lekkie) 54 km Niedziela 03.04 - 8,5 km umierania Pewnie ten truchcik nie miał sensu, ale...taka pogoda! Po 3 godzinnym spacerze z Bartkiem musiałam się przebiec. Było mega-ciężko. Oj, jak ja dałam radę tydzień temu??? Dobrze, że wtedy pech trzymał się z dala...
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz