Aj, znowu pech mnie dopadł.
Jakoś w tym roku nie chce odpuścić:(
Po pierwsze, Bartuś zachorował na zapalenie oskrzeli i niestety skończyło się na antybiotyku. W związku z tym zdecydowaliśmy się na poszukiwania niani, bo Mały jest widocznie jeszcze za słaby na żłobek...
Po drugie, zatrułam się w piątek tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Po 14 godzinach wymoitowania byłam już gotowa jechać do szpitala. Ale zamiast tego MUSIAŁAM udać się do Łodzi. Maskara. Ale udało się.
Dziś dogorywam w szkole. Na szczęście Bartk w nocy był dość wyrozumiały i tylko przez półtorej godziny nie spał.
Trening:
środa - 11 km
czwartek - 13 km
Podsumowanie tygodnia 9'/2011:
1 start
3 treningi (lekkie)
54 km
Niedziela 03.04 -
8,5 km umierania
Pewnie ten truchcik nie miał sensu, ale...taka pogoda! Po 3 godzinnym spacerze z Bartkiem musiałam się przebiec.
Było mega-ciężko.
Oj, jak ja dałam radę tydzień temu??? Dobrze, że wtedy pech trzymał się z dala...
Podobne