dawno mnie tu nie bytło...
a było mocno pod górkę...jakoś tak urlop kaprysił mi razem z pogodą...
Zmęczenie, choroba, ogólna słabość i aż dziw, że na koniec kropla optymizmu
Zacznę jednak od początku (z dojściem do końca może być jednak problem, bo Bartuś to diabeł wcielony i nie pozwoli mamie za długo posiedzieć przy komputerze).
W piątek wieczorem (29 lipca) pojechaliśmy po Bartusia do mojej mamy (spędził tydzień z babcią w Łodzi, i z siostrą cioteczną)
O czwartej rano w sobotę już wyruszaliśmy do Wysowej Zdrój - to taka mała wioska uzdrowiskowa w Beskiedzie Niskim, do której odpoczywać przyjeżdżają nawet mieszkańcy Krynicy... Wybraliśmy się w to miejsce już po raz trzeci.
Nie wiem, czy potrzebne są rekomendacje dla miejsca, w którym jest gdzie biegać - choć po dwóch tygodniach górskich tras ma się już dość...gór i chciałoby się po płaskim, choć kawałek!
...jest gdzie pojeździć na rowerze - w tym roku biłam swoje rekordy, właściwie można powiedzieć, że odkryłam tę dyscyplinę i już kombinuję jak tu się przygotować do Iron Mana;)
...szlaków turystycznych do łażenia z maluchem bardzo dużo, a poza tym konie, tenis, uzdrowisko - bicze szkockie, kapiele, masaże, no i przyroda! Fascynujące połączenie krajobrazów z łemkowską przeszłością. Historię, niestety głównie niechlubną, czuje się na każdym kroku. Pomieszanie kultur - w jednej miejscowości znajdują się dwa kościoły, cerkiew i dom zielonoświątkowców.
Przede wszystkim jednak cisza i spokój.
A tego najbardziej potrzebowałam.
Celem biegowym było, oczywiście, przygotowanie do maratonu. Miał być mega-kilometraż, ale nie wyszło. Cóż, życie.
Celem zdrowotnym było "naprawienie" achillesów. I tu też ujemny rezultat.
Chciałam się też opalić i odpocząć. No i w tym temacie też nienajlepiej.
Ogólnie jednak wyjazd uważam za udany. Spędziliśmy z Bartusiem dużo czasu: jeżdżąc na rowerze, chodząc po górach, pokazując mu koniki, krówki, owce (a! on tak pięknie potrafi naśladować odgłosy zwierząt).
To jeszcze raz, wracając do początku - pogoda przez pierwsze dni nie rozpieszczała. Nie lało, ale było zimno i mżyło.
30 lipca (sobota) - 13 km - bardzo ciężko, po podróży, po pobódce o 3 rano. Nogi ledwo niosły.
31 lipca (niedziela) - 19,5 km, średnia 4,58min/km. Baaardzo przyjemnie. Dość duże przewyższenia. Potem jeszcze 45km na rowerze. Okazało się, że jestem w stanie utrzymać prędkość prawie 30km/h. W górach! Wstyd - tyle lat uważałam się za rowerowego nieudacznika, a wystarczyło... zmienić rower
Podsumowanie lipca: 390,8 km. To drugi w historii mojego biegania miesiąc pod względem kiloemtrażu.
1 sierpnia, poniedziałek
Rano wizyta u lekarza - podejrzewam, że tam się zaraziłam jakimś paskudnym wirusem, ale o tym za chwilę.
Na achillesy - ultradżwięki. Codziennie rano przez tydzień. Poza tym bicze szkockie - uwielbiam taki masaż, i kąpile mineralne (ponoć osłabiają danego dnia, ale długofalowo przynoszą pozytywne efekty. W tamtym roku tak było, choć nie wiem na ile to zasługa kąpieli...).
O poranku- 3,1 km truchtu
Po południu - 14,2 km w tempie 4,57min/km. Ciężko...
Na rowerze tylko szybka dyszka.
Cały dzień było okropnie - padało, zimno. Jak to dobrze, że nie jeździmy nad morze!
2 sierpnia, wtorek
Poranne 4,5 km truchtu
13,7km po południu.
Wszystko w terenie pofałdowanym, bark płaskiego. I brak chęci do wykonywania standardowego planu treningowego. Żal gór...
SZUKAJ
POLECANE
-
NAJNOWSZE
- Biegaczka w Nowej Zelandii. Część 1: WYSPA PÓŁNOCNA 14/01/2018
- DROGA DO REKORDU ŚWIATA KOBIET W BIEGU WINGS FOR LIFE 02/12/2017
- POZNAŃ MARATON – WOJOWNICZKA 17/10/2017
- KOBIETY MAJĄ MOC! 08/10/2017
- KILKA PRZEPISÓW NA SZYBSZĄ REGENERACJĘ 06/10/2017
SZUKAJ