26 czerwca, sobota
W południe spędziliśmy z Maćkiem i Bartusiem kilka godzin na spacerze. Niestety okazało się, że na Kabatach komary nie dają żyć (a Mały i tak jest już pokąsany), dlatego poszliśmy eksplorować tereny Jeziorek. Piękne okolice, pola (zastanawiam się nad ekonomicznym sensem istnienia hodowli cebuli w Warszawie...) i jeziorka czy też stawy.
Wieczorem
10,6 km
Nogi jeszcze zmęczone- co ciekawe szybciej biegło mi się po grząskim gruncie niż po asfalcie. Średnia prędkość 5,22 min/km.
27 czerwca, niedziela
Rano wybraliśmy się na konie. Obawiałam się tej jazdy, bo uda cały czas pobolewały. Poza tym dawno nie jeździłam...Na szczęście nie taki diabeł straszny. Początek rzeczywiście nieciekawy w moim wykonaniu, ale potem już poszło. Pamięć mięśniowa robi swoje. Jeszcze kilka jazd i będzie dobrze. Ważne żebym w sierpniu czuła się już pewnie, bo zamierzamy sobie po górach pobrykać na konikach.
Wieczorem biegałam w miarę normalnie (jeszcze mięśnie nie zaczęły boleć. Ale cztery litery mam obite).
11,26 km Średnia prędkość 5,14 km. W tym 6 dłuższych, swobodnych przebieżek.
Podobne