Wt, 5 kwietnia 2011, 11:52

Wróciłam do żywych :) Jak miło... Zaczęła mnie niepokoić ta huśtawka... trochę złego, trochę dobrego... Choć ogólnie ten rok jest na razie zdecydowanie na PLUS! Wczoraj 11,2 km, dość ciężko 4,44 min/km. Dziś już leciutko, wspaniale (pusty las o poranku, poranne promienie słońca, REWELACJA, ekstaza niemalże). Szkoda, że czasu tak mało. 12,7 km tempo 4,31 min/km. 6 przebieżek. Gdyby nie bieganie... to jakoś inaczej musiałabym dbać o swoją duchowość ;) Serio! Bieganie niesamowicie mnie uspakaja, napędza do życia. Endorfiny działają 24 h :) A dodając do tego cudne-niezwykłe okoliczności przyrody...

N, 3 kwietnia 2011, 07:30

Aj, znowu pech mnie dopadł. Jakoś w tym roku nie chce odpuścić:( Po pierwsze, Bartuś zachorował na zapalenie oskrzeli i niestety skończyło się na antybiotyku. W związku z tym zdecydowaliśmy się na poszukiwania niani, bo Mały jest widocznie jeszcze za słaby na żłobek... Po drugie, zatrułam się w piątek tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Po 14 godzinach wymoitowania byłam już gotowa jechać do szpitala. Ale zamiast tego MUSIAŁAM udać się do Łodzi. Maskara. Ale udało się. Dziś dogorywam w szkole. Na szczęście Bartk w nocy był dość wyrozumiały i tylko przez półtorej godziny nie spał. Trening: środa - 11 km czwartek - 13 km Podsumowanie tygodnia 9'/2011: 1 start 3 treningi (lekkie) 54 km Niedziela 03.04 - 8,5 km umierania Pewnie ten truchcik nie miał sensu, ale...taka pogoda! Po 3 godzinnym spacerze z Bartkiem musiałam się przebiec. Było mega-ciężko. Oj, jak ja dałam radę tydzień temu??? Dobrze, że wtedy pech trzymał się z dala...

Pn, 28 marca 2011, 17:53

28 marca, poniedziałek Delikatne rozbieganie 5,2 km; 4 przebieżki. Czuję się...nadzwyczaj dobrze. Chyba pora pomysleć o jakieś suplementacji, bo na razie to tylko olej z wątroby rekina. Z drugiej strony... skoro organizm się nie domaga... Zaspakajam jego głód na magnez orzechami w czekoladzie (mały nałóg), piję bardzo dużo mleka (wapń) i (niech wegetrianie mi wybaczą) jestem pożeraczką mięsa (żelazo, L-karnityna). Niestety witamin teraz mało w pożywieniu, ale jestem fanką cebuli i ogórków kiszonych... No i preferuję piwo zamiast izotonika. Bardziej naturalne :) i smaczniejsze...

N, 27 marca 2011, 11:06

27 marca, niedziela PÓŁMARATON WARSZAWSKI 1,19,15 (1,19,13) 10 miejsce wśród kobiet Zaryzykowałam przyjemne, ale mocne tempo: 5 km - 18,17 10 km - 36,37 życiówka :) 15 km - 55,18! mega życiówka :) a potem zaczęły się schody. Najpierw tunel i utrata odbioru w garminie; także nie wiedziałam w jakim czasie biegnę. Nieszczęsne Sanguszki...już dochodziłam Agnieszkę, ale podbiegł mnie rozbroił i dobił. Zostałam sama i już nie dałam rady. Mimo to: jestem z siebie dumna :) To czas, którym z przyjemnością można się pochwalić :) A wiem, że stać mnie na znacznie więcej!! Wiem też, że psychika to jeden z najważniejszych elementów dobrego biegu. Dzięki Michał :)

Śr, 23 marca 2011, 06:12

Obawiałam się, że tak będzie i rzeczywiście trochę się wszystko posypało... Po pierwsze od niedzieli jestem "na skraju" przeziębienia - na szczęście dziś czuję wyraźną poprawę, także profilaktyka zadziałała. Po drugie, Bartek przestawił się już na czas letni i budzi się o piątej rano! Po trzech godzinach porannych zabaw, ja o ósmej czuję się zmęczona... Po trzecie, pracy wiciąż dużo (choć nie narzekam) i jestem cały dzień "zabiegana". A z bieganiem słabo... W poniedziałek odpuściłam (o dziewiątej byłam już w łóżku). We wtorek - 11 km, w tym 6 przebieżek (tzn. 9,5 km rano- dość żwawo, a reszta na bieżni mechanicznej podczas sesji zdjęciowej. Głód biegania rośnie. Dzisiaj planuję mocny wieczorny trening, chodźby się waliło i paliło... Bo w końcu WIOSNA!

So, 19 marca 2011, 08:53

19 marca, sobota Raniutko moim oczom ukazał się... śnieg. Chyba zima chciała pokazać, że przedwiośnie musi poczekać... 6 km wolengo rozbegania. I do szkoły na dziewiątą. Panuje zapalenie oskrzeli. Coraz więcej osób choruje. Modlę się, żeby naszą rodzinę wirus tym razem oszczędził! Czuję moc. Dziwnie mi o tym pisać, ale nigdy jeszcze szybkie bieganie nie było takie łatwe. Trening powoli zaczyna przynosić efekty. Pierwszy poważny sprawdzian już za tydzień. Powoli czuję tremę... Żal by mi było, gdyby coś stanęło na drodze tego startu... TYDZIEŃ 7'/2011 Liczba treningów: 6 (ale dwa ciężko nazwać treningami...) Liczba kilometrów: 71