Silny wiatr, po 20 robi się ciemno...
Dieta jeszcze dość uboga. Powoli dodaję nowe składniki i sprawdzam jak mały reaguje. Na szczęście mogę jeść nabiał, a dziś Bartuś pozytywnie zareagował na mleko w kawie (a jeszcze dwa tygodnie temu nie było mowy o mleczku). Z owoców jesteśmy na etapie jabłek, z warzyw na marchewce, selerze, pomidorach i ziemniakach.
Waga: 54,5 kg
Niby tylko 2,5 kg więcej niż przed porodem, ale tłuszczu... oj, za dużo. Dopiero mieszczę się w najluźniejsze z przedporodowych jeansów.
Nie udało się pobiegać na świeżym powietrzu. Mały od 10 do 19 nie spał. Chciał się tulić i być noszony...
Pozostał Gymnasion:
33:20- 6 km na bieżni elektrycznej
Zajęcia "płaski brzuch", na których ćwiczenia na brzuch trwały 5 minut...żenada. Cóż, wiem już co omijać...
Napisane: Pt, 23 kwietnia 2010, 05:20
Bartuś skończył 3 tygodnie
Wprowadziłam do diety czekoladę. Minęły prawie 24 godziny i nic złego się z malcem nie dzieje
Jestem uratowana- mogę znowu poddać się słodkiemu nałogowi.
Waga: 54,0 kg
Rano 4,5 km truchtu- 26 minut (kolejna wyprawa na pocztę). Oczywiście trafiłam na kumulację gradu i silny wiatr
Wieczorem Gymnasion- miała być gimnastyka, ale skończyło się na bieganiu...
bieżnia- 6,5 km 34,50 minuty plus 1 km szybkiego marszu= 7,5 km w 42,30min
15 minut crosstrainera
10 minut ćwiczeń na mięśnie brzucha
10 minut strechingu
Napisane: So, 24 kwietnia 2010, 05:13
Miałam mocno zabiegany dzień i na bieganie nie starczyło już miejsca. Dużo czasu spędziłam u dentysty
Malec coraz więcej przebywa w chuście- ale woli być noszony przez tatę niż przez mamę. Hmmm...
Gymnasion: ABT* plus 1km (5,10min).
*ABT- (Abdominal, Buttocks, Thighs – brzuch, pośladki, uda) - zajęcia ukierunkowane na wzmocnienie i ujędrnienie dolnych partii ciała, prowadzone w umiarkowanym tempie. Ćwiczenia poprzedzone są rozgrzewką (również z użyciem stepu), kończą się 5 min. stretchingiem. Zajęcia dla osób na każdym poziomie zaawansowania.
Napisane: N, 25 kwietnia 2010, 08:29
Przepięknie, choć silny wiatr. Nie za ciepło, delikatne wiosenne słońce.
Wyruszyliśmy po południu na rodzinny spacer (kolejny raz 16 km). Trasa z domku do Powsina i z powrotem. W soboty na szczęście jest mniej tłoczno niż w niedziele.
Pierwsze piwo. Od niepamiętam kiedy. Ale smak! Niestety działa na laktację- miałam w nocy piersi jeszcze o rozmiar większe, a pokarm dosłownie ze mnie wypływał...Spokojnie mogłabym wykarmić bliźniaki!
Waga: 53,8 kg
Zrobiło się późno i ciemno, dlatego znowu Gymnasion.
53 minuty- 9,5 km (ostatni km marszem). Powinnam więcej maszerować- to wydłuża krok, a przy szybkim tempie jest bardziej męczące od biegu.
10 km crosstreinera
10 minut ćwiczeń na m. brzucha
stretching
Napisane: Śr, 28 kwietnia 2010, 07:10
25, 26, 27 kwietnia
Złapałam jakąś infekcję. W poniedziałek stan podgorączkowy
. Cała rodzina przeziębiona, ale miałam nadzieję, że mnie ominie. Malec na szczęście zdrowy. Nie za bardzo daje mamusi do końca się wychorować... Słodziak uwielbia, gdy się go nosi i opowiada...
Napisane: Cz, 29 kwietnia 2010, 06:28
28 kwietnia, środa
Mogę już jeść prawie wszystko, niestety...bo waga praktycznie stanęła w miejscu. Żeby chociaż tłuszcz znikał...Chyba będę musiała bardziej się postarać. Z drugiej strony, zdaniem wielu lekarzy, w trakcie karmienia nie należy się odchudzać. Waga powoli sama powinna spadać.
Waga: 53,6 kg
Jestem trochę osłabiona, ale energia znowu się skumulowała. Szkoda, że małego nie mogę jeszcze zostawić na dłużej niż 1,5 godziny. Tyle łakomczuch wytrzymuje bez jedzenia. Potem bardzo głośno daje znać, że należy mu się kolejny posiłek
55,15 min - 10 km (ostatni km marszem). Jest lepiej, ale luźne wybieganie po 5min/km wydaje się abstrakcją
15 min crosstreiner
streching (szybki, bo musiałam wracać do małego). Miałam później dokończyć gimnastykę, ale jakoś się nie złożyło...
Dziś urodziny Maćka, a mały Bartuś skończył 4 tygodnie!
Ćwiczyć nie będę (ale pójdziemy na długi spacer, bo szykuje się przepiękny dzień). Czas "wychodnego" przeznaczam na dentystę
Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze.
Napisane: Cz, 29 kwietnia 2010, 06:28
Mogę już jeść prawie wszystko, niestety...bo waga praktycznie stanęła w miejscu. Żeby chociaż tłuszcz znikał...Chyba będę musiała bardziej się postarać. Z drugiej strony, zdaniem wielu lekarzy, w trakcie karmienia nie należy się odchudzać. Waga powoli sama powinna spadać.
Waga: 53,6 kg
Jestem trochę osłabiona, ale energia znowu się skumulowała. Szkoda, że małego nie mogę jeszcze zostawić na dłużej niż 1,5 godziny. Tyle łakomczuch wytrzymuje bez jedzenia. Potem bardzo głośno daje znać, że należy mu się kolejny posiłek
55,15 min - 10 km (ostatni km marszem). Jest lepiej, ale luźne wybieganie po 5min/km wydaje się abstrakcją
15 min crosstreiner
streching (szybki, bo musiałam wracać do małego). Miałam później dokończyć gimnastykę, ale jakoś się nie złożyło...
Dziś urodziny Maćka, a mały Bartuś skończył 4 tygodnie!
Ćwiczyć nie będę (ale pójdziemy na długi spacer, bo szykuje się przepiękny dzień). Czas "wychodnego" przeznaczam na dentystę
Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze.
28 kwietnia, środa
Mogę już jeść prawie wszystko, niestety...bo waga praktycznie stanęła w miejscu. Żeby chociaż tłuszcz znikał...Chyba będę musiała bardziej się postarać. Z drugiej strony, zdaniem wielu lekarzy, w trakcie karmienia nie należy się odchudzać. Waga powoli sama powinna spadać.
Waga: 53,6 kg
Jestem trochę osłabiona, ale energia znowu się skumulowała. Szkoda, że małego nie mogę jeszcze zostawić na dłużej niż 1,5 godziny. Tyle łakomczuch wytrzymuje bez jedzenia. Potem bardzo głośno daje znać, że należy mu się kolejny posiłek
55,15 min - 10 km (ostatni km marszem). Jest lepiej, ale luźne wybieganie po 5min/km wydaje się abstrakcją
15 min crosstreiner
streching (szybki, bo musiałam wracać do małego). Miałam później dokończyć gimnastykę, ale jakoś się nie złożyło...
Dziś urodziny Maćka, a mały Bartuś skończył 4 tygodnie!
Ćwiczyć nie będę (ale pójdziemy na długi spacer, bo szykuje się przepiękny dzień). Czas "wychodnego" przeznaczam na dentystę
Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze.
Napisane: Pt, 30 kwietnia 2010, 18:38
Przepiękny dzień
Mogę już jeść prawie wszystko, niestety...bo waga praktycznie stanęła w miejscu. Żeby chociaż tłuszcz znikał...Chyba będę musiała bardziej się postarać. Z drugiej strony, zdaniem wielu lekarzy, w trakcie karmienia nie należy się odchudzać. Waga powoli sama powinna spadać.
Waga: 53,6 kg
Jestem trochę osłabiona, ale energia znowu się skumulowała. Szkoda, że małego nie mogę jeszcze zostawić na dłużej niż 1,5 godziny. Tyle łakomczuch wytrzymuje bez jedzenia. Potem bardzo głośno daje znać, że należy mu się kolejny posiłek
55,15 min - 10 km (ostatni km marszem). Jest lepiej, ale luźne wybieganie po 5min/km wydaje się abstrakcją
15 min crosstreiner
streching (szybki, bo musiałam wracać do małego). Miałam później dokończyć gimnastykę, ale jakoś się nie złożyło...
Dziś urodziny Maćka, a mały Bartuś skończył 4 tygodnie!
Ćwiczyć nie będę (ale pójdziemy na długi spacer, bo szykuje się przepiękny dzień). Czas "wychodnego" przeznaczam na dentystę
Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze.
Bartuś chce cały czas siedzieć w ogródku.
12 km- 63,30min (10km- niecałe 52 minuty). Lżej, lepiej.



Moje życiówki: maraton- 3:00:26 półmaraton- 1:24:38 15 km- 58:33 10 km- 37:30 5 km- 18:31Aktualnie mój trening w dużej mierze uzależniony będzie od malca i jego aktywności. Już wiem, że skrupulatne planowanie na nic się nie zda. Na szczęście biegać można o każdej porze- a przecież szkrab kiedyś musi spać
Teraz moja forma przedstawia wiele do życzenia. Jestem jeszcze słaba i bieganie sprawia mi trudność (w przeciwieństwie do aerobiku- tu wykazuję znakomitą formę, pewnie przez ćwiczenia w ciąży).
Nie wyznaczam sobie konkretnych celów krótkoterminowych. Chciałabym jeszcze na wiosnę wystartować w jakiś zawodach- ale po to by przebiec, a nie ścigać się. Zakładam, że jesienią możliwe będzie uzyskanie wyników zbliżonych do rezultatów życiowych, przynajmniej na niektórych dystansach. Formę szykuję na 2011 rok. Nie ukrywam, że interesuje mnie uzyskanie w maratonie wyniku w okolicach 2:52, a w połówce zejście poniżej 1:22.Planuję spokojnie wracać do formy. Na razie skupię się na BC1 i truchcie (czyli, pomimo toczonych w innym wątku dyskusji, dla mnie człapaniu poniżej 5:45). Duży nacisk kładę też na wyćwiczenie mięśni, który zanikły przez ciążę (głównie mięśni brzucha, ud i pośladków).
gimnastyka, głównie ćwiczenia na pośladki
Remont się skończył. Teraz dokańczamy...dokupujemy...
Zabrałam się za pranie rzeczy dla maluszka i próbuję spakować torbę do szpitala.
No i już nie mogę się doczekać...
Napisane: Cz, 4 marca 2010, 12:39
Zima jeszcze nie odpuściła, ale wiosna dzielnie atakuje.
W słońcu jest naprawdę pięknie. A ja czuję się szczęśliwa
musiałam prosić jakiegoś przechodzącego pana o pomoc...
A przy okazji wiosny i nowych ramówek różnych stacji telewizyjnych to polecam "Usta-usta". Lekko i przyjemnie, można się pośmiać.
I cóż...wracam do prasowania...
Napisane: Śr, 10 marca 2010, 09:14
Piątek i sobotę spędziłam bardzo aktywnie, pomimo że nie zaliczyłam żadnych "sportów". Skompletowałyśmy z moją mamą praktycznie całą wyprawkę, choć już wiem, że wiele rzeczy trzeba będzie jeszcze dokupić. Małego jeszcze nie ma na świecie, a ja już czuję, że wydatków na dzidzię nie będzie końca (do osiemnastki, przynajmniej
). Następnym etapem będzie wyposażenie pokoiku dziecięcego. Najpierw jednak musimy skończyć remont, co przewidziane jest dopiero na początek marca.
W sobotę postawiłam się rodzicom (którzy pewnie słusznie bali się o mnie i o Bartusia) i po raz pierwszy od egzaminu na prawko (odebrałam dopiero w piątek) wsiadłam sama do samochodu i przyjechałam do Warszawy. Pierwsza samodzielna jazda w ósmym miesiącu ciąży, w zimie, na niezbyt bezpiecznej trasie Łódź- Warszawa. Na szczęście wszystko poszło gładko i szybko. A teraz wreszcie będę bardziej mobilna. I uniknę bezsensownych myśli na temat chorób, którymi zarażają mnie kaszlący pasażerowie komunikacji miejskiej. Jak mnie denerwuje, że ludzie nie potrafią kaszleć w chusteczkę, albo po prostu pozostać w domu, gdy są chorzy. Grrr....
Żeby troszkę zmienić wydźwięk i pokazać, że potrafię coś więcej niż tylko narzekać, słów kilka o tym, co się dzieje w naszym ogródku. Otóż mamy istną inwazję sikorek, które wyczuły słoninkę i codziennie prezentują nam swoje kształty. Raz kruk próbował dobrać się do tego specjału, ale chyba mu nie zasmakowało...Kilka dni temu pojawiła się też wielka kuropatwa. Przemaszerowała kilka razy w tą i z powrotem, po czym z gracją zawinęła swoje ciężkie cielsko i odleciała (tyle mięska...
Ostatnio wszystko jest na opak, a na nadmiar szczęścia nie mogę narzekać. Jakieś przeklęte fatum.
Waga: + 8kg (60,5 kg)
Liczba przebiegniętych (przetruchtanych) kilometrów: 96 km (w 11 jednostkach treningowych)
Dodatkowe aktywności: joga x 4
gimnastyka dla ciężarnych x 1
basen x 3
7 dniowy pobyt w górach- PODSUMOWANIE
Waga + 1kg (60,8 kg)
Basen- 6 razy (jednorazowo średnio 1km, większość żabką)
Biegania brak, ale przetuptane sporo.
Liczba przeczytanych książek- 5
W Sylwestra Bartuś dał mi do wiwatu. Był strasznie niespokojny, chyba w ogóle nie spał, cały czas się wiercił. Byłam szczerze zaniepokojona. Do tego wybuchające petardy potęgowały moje zdenerwowanie
). I nie chodzi mi o wypowiedzi niegrzeczne, prymitywne, obrażające. Ot, po prostu o stosunek do świata. Na to przecież nie ma monopolu. Co najśmieszniejsze, ci co walczą (czasem metodami iście inkwizycyjnymi) o nieubliżanie innym, etc, zazwyczaj właśnie inności nie potrafią zaakceptować.
To tyle frustracji na dzisiaj. Może wyszło trochę lakonicznie i niezrozumiale, ale ostatnio mam więcej czasu na przemyślenia. Stąd ten wpis. Postuluję o więcej dystansu.
Inną kwestią są beznadziejnie prostackie (och, chyba obrażam, zostanę posłana do piekła) wypowiedzi osób, które cały czas coś krytykują. Głownie imprezy biegowe i ustrój (jakoś tak nierozerwalnie to się wiąże). Ale o tym innym razem. A może Beauty mnie wyręczy
Muszę się wyspać.
Waga: 60,7 kg
Napisane: Pn, 18 stycznia 2010, 10:43
30-ty tydzień
Przez czytanie ciążowych bzdur opuściłam się w rozsądniejszej literaturze... Przez pierwsze 14 dni stycznia przeczytałam 16 książek. Od piętnastego już tylko dwie....
Napisane: Pt, 29 stycznia 2010, 13:10
Temperatura oscyluje wokół zera, gdzieniegdzie uwidaczniają się roztopy.

Drugi miesiąc, czyli sierpień.
Wstręt do biegania. Jakieś sporadyczne starty w zawodach. Dużo pracy. Dwa kilo do przodu.
Trzeci miesiąc - wrzesień.
Wstręt i brak czasu na bieganie. Pracy jeszcze więcej. Organizm domaga się snu i odpoczynku. Nie ma jednak kiedy. Kolejne dwa kilo wprzód.
Czwarty miesiąc, czyli drugi trymestr. Październik.
Powoli akceptuję sytuację. I biorę się za siebie. Choć nie pomaga w tym infekcja i paskudna pogoda. Przerzucam się na bieżnię elektryczną w Gymnasionie. Jest ciężko, bo albo nie mam siły albo mam jej za dużo. A o szybkim bieganiu muszę zapomnieć. 182 km marszobiegu w ciągu miesiąca. Zaczynam kontrolować wagę- "tylko" kilogram wprzód.
na początek było całkiem zdrowo: jogurt, kawa z mlekiem, dwa jajka z chrzanem.
Obiad to dorsz gotowany. Oczywiście z chrzanem. I 4 pomidory. I kiwi.
Potem już zachcianki. Pierniczki alpejskie i ptasie mleczko.