Pt, 3 czerwca 2011, 10:44

i niestety pobiegałam...12km, godzinka z hakiem. Źle. Rano w czwartek noga była opuchnięta i bardzo bolała. Cały dzień smarowania altacetem - trochę pomogło. Wieczorem obiecałam już, że poprowadzę facebookowe bieganie, także ok. 6-7 km wolnego biegu plus ćwiczenia. Potem znowu smarowanie i chłodzenie. Dziś noga już mniej spuchnięta, ale bardziej sina. Na szczęście czuję, że to tylko uszkodzenie mechaniczne. Niemniej dyskomfort jest duży i znowu bicie się z myślami - czy biegać dziś??? I nawet nie o kostkę chodzi, bo ona jakoś przeżyje, ale kolano drugiej nogi może tego nie udźwignąć. Chcąc uniknąć bólu stawiam inaczej stopy i dostaje się kolanku...

N, 12 czerwca 2011, 19:06

Sobota... wielki znak zapytania... bo rano egzamin (kończący podyplomowe studia marketingu sportu - oczywiście pierwszy mozliwy termin, bo nie lubię odkładać ważnych spraw), a moje nazwisko na "s" ustawiło mnie dość daleko w kolejce. Na szczęście udało się wejść jako pierwasza:) Oczywiście zdane "śpiewająco":), nawet "celująco". Cóż - w końcu pasja to pasja :usmiech: Zdążyłam zatem na GP Warszawy. Ponieważ zaczęłam ten cykl to pomyślałam, że skoro mam czas to wystartuję. Pobiegne szybki trening. Na starcie jednak uświadomiłam sobie, że bardzo potrzebuję potwierdzenia, że "górami" nie zabiłam swojej szybkości. Potrzebuje pobiec szybko, choć przez chwilę....i pobiegłam. Życiówka na 5 km:), potem zwolniłam (z rozsądku! W połowie trasy byłam 6 open!). Uśmiechałam się, machałam, gadałam. Biegło mi sie wspaniale. Lekko i przyjemnie. Treningowo...37,40 (17,40 na 5km). Zero finiszu, zero zmęczenia. Czysta przyjemność. Ciesze się, że pobiegłam, było mi to potrzebnne. Trasa trudna - kostka brukowa, górki, ostre zakręty, wiatr i upał. I pomimo atestu conajmniej 150 metrów więcej... Niestety następna kobieta 3 minuty za mną. Lubię ten cykl...jest taki "amatorski", "prawdziwy", bez zadęcia. Niedziela (jak napisze "spokojne wybieganie" to znowu podpadnę;) 16,6 km wieczorem, lekko 4,46min/km. W międzyczasie wizyta w Łodzi, 60-te urodziny taty i takie tam...

Wt, 14 czerwca 2011, 11:21

a jednak jeszcze sobie ponarzekam... na PLZA tym razem, a co! Bo ten nasz najukochańszy związek obiecanych strojów dla reprezentacji w biegach górskich jednak nie da (marketingowo to mi nawet pasuje, ale ogólnie coś nie halo). Nie da, bo nie ma, bo się skończyły...hmm..gdybym nie wiedziała, jak to działa, to ewnie bym uwierzyła. Ponoć sytuacja identyczna ma miejsce z uniwersjadą. Cóż - czy to sponsor przykręcił kurek na stroje, czy PZLA obraziło się na konkurencje nieolimpijskie, czy aż tak rozrosła nam się reprezentacja...HMM. Śmieszne to to w kontekście ogłoszenia na bieganie.pl - ktoś sprzedaje stroje reprezentacji... Polska, nasz kochany kraj. No dobrze. Teraz ponarzekam sobie na swoje kompletne nieprzygotowanie do startu w mordrczym maratonie górskim. Obiecuję, że w przygotowaniach do przyszłego sezonu uwzględnie trening górski (może natchnienie zaczerpnę od kulawego i będę skakać, wskakiwać...). Tymczasem plany na MŚ - nie przybiec na końcu, przede wszystkim jednak DOBIEC! Super byłoby znaleźć się w pierwszej połowie stawki...Miło byłoby nie stracić więcej niż 5 minut do Ani. Ale najważniejsze - nic sobie nie zrobić!!!! I spokojnie zakończyć sezon wiosenny:)