Cz, 9 września 2010, 23:45

DOM napisał(a):
9 września, czwartek Dzisiaj po raz pierwszy od dawna nie chciało mi się biegać. Ale, że miałam już "zamówioną" teściową to poszłam... 12,2 km Gdzie ta piękna polska jesień? Uświadomiłam sobie, że w Biegu Bemowa będę musiała biec bardzo szybko.
Chyba w ten weekend odpuszczę sobie starty. Chwilowo czuję przesyt- a dopiero dwa razy się ścigałam... W tamtym roku obstawiałam po 6-10 imprez miesięcznie... co mądre nie było, ale sprawiało frajdę. Tak samo jak alko-imprezy piątkowo-sobotnie. Teraz mój organizm, pomimo permanentnego niewyspania (nie dlatego, że Bartuś nie śpi w nocy, ale ponieważ gdy już zaśnie... to nagle można coś porobić. Wyjść na trening, ugotować, posprzątać, pointernetować, pooglądać TV. A rano wstajemy 6-7) nie jest obciążony balowaniem. Ach, starzejemy się... Jeszcze jedno. Po co mi siłownia, jeżeli przez 2-3 godziny dziennie noszę 8kg obciążenia?  

Pn, 6 września 2010, 20:17

6 września, poniedziałek Dzisiaj luzik, choć TAK mi się chciało biegać. Chyba jestem mutantem...musiałam się nieźle hamować, żeby było krótko i wolno... 6 km po 5,0 min/km długie rozciąganie, potem sauna. Żadnych zakwasów. Jedyna niedogodność to otarcia na stopach :( pęcherze z krwią :( ale ponieważ to nie pierwszy raz to jakoś za bardzo się nimi nie przejęłam. Muszę kupić nowe startówki.

N, 5 września 2010, 19:03

5 września, 2010 Obrazek No. Jakoś tak wyszło, że życiówka. Hmmm... 1,24,07 A zaczęło się tak niewinnie. Wiedziałam, że wygram. Także spokojnie pierwsze 10 km po 4,02 A potem zaczęły się górki. I mi się lekko przyspieszyło. W głowie cały czas myśl, że przecież gdyby przyszło mi się ścigać, to mogłabym :) Dobiegłam i się wróciłam 3 km, żeby pomóc Maćkowi, który biegł z Bartusiem w wózku. I nic. I wiem, że na wiosnę spróbuję cały maraton w takim tempie :) to nie straszne! Ten półmaraton był najmniej bolesny w mojej dotychczasowej karierze. Czekałam na kryzys i się nie doczekałam... Ale na razie stawiam na krótsze dystanse. Musi paść życiówka na piątkę, a może i na dyszkę się uda. W październiku mam nadzieję zaczaić się na 1,22 w jakieś połówce. I to też nie musi być bolesne. 4,00/3,57/4,03/4,08/4,01/4,05/4,03/3,53/3,57/4,01/ 4,01/4,00/3,58/4,02/3,57/4,08/3,56/3,58/3,58/4,01/3,42 plus finisz. I mój Maciuś też ładny czas z wózkiem 2,05 :) Fajnie:) Ewa- szacun! Bez wózka byłabyś trzecią z kobiet. Na pewno!! Ogólnie miło było, zwłaszcza że orgowie zrównali nagrody kobiet i mężczyzn ;) Piękny dzień, pogoda idealna do biegania.

Pt, 3 września 2010, 18:18

Właśnie sobie uświadomiłam, że to co robię jest ... nudne. Biegam. No, biegam. Ale na cokolwiek innego ciężko znaleźć czas- chyba, że z dzieckiem. A z dzidzią nie zawsze jest fajnie... dziś miałam ochotę pozabijać (a przynajmniej nakrzyczeć) na starsze panie w metrze, które dotykały Bartusia (jego-moje kochane rączki) i zatroskane pytały czy mu nie zimo. Jak ma mu być zimno, skoro jest w nosidle, które robi za podwójną warstwę ubrania. Bardziej boje się, żeby nie był przegrzany... ach! No i nadal matka z dzieckiem w nosiku, a nie w wózku, wzbudza sensacje. A to takie wygodne. Przecież po naszych chodnikach nie przetachałabym nawet naszego nowego trójkołowca. A zmieścić się do środków masowego transportu? No way. Tymczasem pchać się w piątek samochodem do centrum to dopiero porażka. Ok, powyżalałam się. Jeszcze nadrobię zaległości i napiszę, że w sierpniu przebiegłam 337 km. No! Wreszcie powyżej trzystu. 2 września, czwartek 12,5 km. Po 5,0. Rozbieganko. I godzina fitnessu. Taki ogólnorozwojowy aerobik (bo mi się nie chce samemu ćwiczyć...) 3 września, piątek 14,6 km Pierwsze 10 km po 4,42. Potem kłopoty. Żołądkowe. Ach. Jak się zagryza rybę ciastem czekoladowym i popija mlekiem...szkoda gadać :ojnie: no wstyd po prostu. Ale smaczne nawet było ;)

Śr, 1 września 2010, 16:27

Ach, ten deszcz wszystko pokomplikował. A jak się jest kobietą z małym dzidziusiem to normalnie trzeba się nieźle nakombinować, żeby pobiegać...A już w taki deszcz! Przegrana sprawa. Bo Maciek 3 dni poza domem. Bo moja mama musiała wracać do Łodzi zająć się zwierzakami. No i pójść do pracy. Bo ja "nie mogę pozwolić sobie na przeziębienie". Blablabla. 30 sierpnia, poniedziałek Ponieważ planowałam start w GP Warszawy to trening lekki. 11,3 km, śr. 4,51 min/km 5 przebieżek Spokojnie. Skoki po kałużach, a raczej próby ich ominięcia. 31 sierpnia to WIELKIE NIC. A miało być tak przyjemnie na Kabatach! Wiem, wiem- teraz muszę myśleć przede wszystkim jako mama. No i rozsądek zwyciężył. 1 września, środa 15,2 km 71 minut 50 minut to bieg z narastającą prędkością (czyli trening, który zawsze pomaga mi się rozładować, nie powoduje zakwaszenia. Jednym słowem jest przyjemny). Od 12,1 km/h do 14,5 km/h. A, no i Bartuś skończył 5 miesięcy :)

N, 29 sierpnia 2010, 19:17

Podsumowanie TYGODNIA: 55 km 5 treningów, jedno ściganko. Czas złapany na 9,5 km (?) niecałe 36 minut. 29 sierpnia, niedziela 16,5 km po 5,09 min/km 5 przebieżek Wszystko spokojnie, skacząc po kałużach. Lubię być w lesie po deszczu. A Mały dziś po raz pierwszy testował joggera :) Nie protestował. Wózek jest genialny, prowadzi się go świetnie. Zobaczymy czy we wtorek Kabatach nie pobiegnę z wózkiem. I tak będzie to start treningowy. No, zobaczymy.