N, 29 sierpnia 2010, 05:37

27 sierpnia, piątek W czwartek odpuściłam. Nie żebym chciała, ale czasem muszę się poddać ;) dla dobra stosunków rodzinnych. 9,5 km spokojnego biegu i 6 przebieżek (też na luzie). 28 sierpnia, sobota Obrazek no...pierwsza wygrana...od dawna. Od urodzenia Bartusia na pewno. I Bieg Bobra. Biegłam na luzie, z ogromnym zapasem. Zaczęłam wolno, także Kasia (kapan) i jeszcze jedna dziewczyna były z 200 metrów przede mną na pierwszym kilometrze (ok. 3,45 min/km). Ale już na 1,5 wyprzedziłam dziewczę, które ewidentnie za szybko zaczęło, na dwójce doszłam Kasię i wiozłam się za nią do 5 km (ok. 18,40). Ale dłużej już nie wytrzymałam i zaatakowałam. Szybko odskoczyłam i tak już zostało. Nie wiem skąd u mnie taka szybkość i swoboda. Może to te góry. Górki :) A co do samych zawodów to niestety duża wpadka organizacyjna. Źle zabezpieczona trasa, 90% startujących (w tym ja i kapan) nadłożyła 800 metrów. Niby nic, ale potem trzeba było jeszcze "walczyć" o miejsca. Na szczęście dominacja moja i Kasi była bezsprzeczna. W tym miejscu ukłon w stronę trzeciej zawodniczki za fair play. Poza tym trasa fajna, jedzenie na mecie bez ograniczeń. Nawet jakaś woda była na trasie, ale w padającym deszczu nie kusiła ;). Duże zaangażowanie lokalnych władz. Szkoda tylko, że wcześniej nie poinformowano, że start odbędzie się 10 minut wcześniej. Przez to nie zdążyłam zrobić rozgrzewki. Ale wyższość Państwa Młodych, sto lat! Mieć bramę startową za bramkę, ot nie każdy może ;) Za bezsprzeczny sukces uważam też dotarcie "czołgiem" Maćka na miejsce. 62 km, a zajęło to 2 godziny! Ach, ta nawigacja...A z powrotem już 50 minut :) Ale najważniejsze, że dowiozłam Małego i babcię bezpiecznie.

Cz, 26 sierpnia 2010, 07:14

25 sierpnia, środa Niestety było dużo do załatwienia i mogłam wybrać się na bieganie dopiero po zmroku. A to już tak wcześnie! Uwielbiam jesień, szczególnie tą wczesną jesień, ale tak szybko robi się ciemno... 9,5 km luźniutko, równo po ok. 4,56 min/km Najważniejsze o tej porze to nie dać się potrącić! Kierowcy jeżdżą po osiedlach jak opętani. Za nic mają pieszych, a już biegnących w ogóle nie zauważają. I tu niestety muszę napisać parę złych słów o kobietach-kierowcach: nie patrzą, nie reagują dostatecznie szybko, są takie rozkojarzone. Oczywiście generalizuję, ale... tak wynika z moich obserwacji. Także samej siebie.  

Śr, 25 sierpnia 2010, 08:53

23 sierpnia, poniedziałek Długa droga do domu. Wieczorem (oj, ciemno już po ósmej!) 4,7 km truchtu. Trzeba było rozprostować nogi. Ale w tej Warszawie głośno... 24 sierpnia, wtorek Zastanawiam się czemu w górach zazwyczaj tyję. Przecież ruszam się cały dzień. Z drugiej strony lokalne pyszności...takie bez kalorii nie są ;) A dziś na Kabatach 12,1 km Jeszcze zmęczona po podróży i "zjeździe z górek". Tempo 4,39 min/km, ale spokojnie. 6 przebieżek, dłuższych, wolnych. 4,51/4,44/4,42/4,38/4,40/4,38/4,42/4,38/4,35/4,21/4,44/4,29 Mam nadzieję, że w weekend uda się wystartować. Tak na przetarcie ;) Realnie oceniając to jesienią na życiówki nie liczę, ale może w październiku uda się osiągnąć jakiś poziom :)

Śr, 25 sierpnia 2010, 08:45

Hmm... Żyję. Tak, tak- wracam do pisania. Choć czasu mało, bo Mały coraz bardziej absorbujący. "Baw się ze mną mamo, baw się!"- ciągle przemawia przez jego guganie. Jest jeszcze "noś mnie, noś!", a z tym już ciężej. CIĘŻKO. Bartuś na wczorajszych szczepieniach został zważony i jego tusza w wieku 4m 3 tyg. to słuszne 7,350 kg. Wygląda szczuplutko, ale jest duży i "ubity". Typ atlety. A dzisiejsza noc nieprzespana. Po szczepionce (2 iniekcje, jedna doustna. Mały organizm musi sobie poradzić z 8 szczepami bakterii. Nie ma łatwo). Na szczęście na co dzień śpi po 11 godzin. Kochany :) Hmm.. Wróćmy się zatem do 8 sierpnia. Postaram się w telegraficznym skrócie przedstawić moje treningi. Będzie to łatwe, bo nie były wyszukane. Stwierdziłam, że w obecnej sytuacji i na moim etapie wytrenowania najważniejsze jest jednak wybieganie. Bez tego ciężko. 9 sierpnia, poniedziałek W niedzielę było obijanie. Czasem tak trzeba. Czasem tak wychodzi. Czasem inaczej nie wypada. 16,5 km, tempo 5,04 min/km. Spokojnie, "dochodziłam do siebie" po wolnej niedzieli. Miało być dłużej, ale rozpętała się burza. A ja burzy się boję. Szczególnie burzy w górach. Jest piękna,ale groźna. A ja czuję respekt do przyrody. Ach, o 7 rano bicze szkockie. Super pobudzenie. 10 sierpnia, wtorek 20,1 km, tempo 5,03 min/km. Przewyższenia +/- 600m ! Słabo mi było, ciężko. Ale szansa na długi trening nie pojawia się często. Skorzystałam. Wieczorem basen z Małym. Super się rusza! 11 sierpnia, środa 11,7 km Bardzoooo wooolnoo. UPAŁ. Ledwo biegłam. A nawet musiałam się zatrzymać ;) Z tej okazji skip A i C. 7.30- bicze szkockie 12.00- kąpiel mineralna 12 sierpnia, czwartek 11,4 km, śr. 4,48 min/km. Równe tempo. Trasa wymagająca. Niby przewyższenia tylko 257 m, ale cały czas góra-dół. No i asfalt. Bartuś po raz pierwszy dostał obiadek ze słoiczka. Wcinał, aż miło :) A to tylko ziemniaki ze szpinakiem...bez przypraw. Ale on to zjadłby wszystko... Tatuś w tajemnicy karmił go arbuzem... 13 sierpnia, piątek Ale spiekota, duszno. Ledwo człapałam. 9,1 km 14 sierpnia, sobota 7,2 km po 4,59 min/km Podsumowanie TYGODNIA: 76 km 6 treningów. Spokojnie. 15 sierpnia, niedziela 11,4 km po 4,57 min/km. Ciężko. 16 sierpnia, poniedziałek 15,3 km 18 sierpnia, środa 20,7 km średnia 4,47 min/km. Nieźle. Chłodniej. 19 sierpnia, czwartek 12,7 km w tym 6 przebieżek. Na rozruszanie. 20 sierpnia, piątek 11,7 km Wolno, ciężkie nogi. 21 sierpnia, sobota 19,7 km Bardzo spokojnie, ale lekko. Podsumowanie TYGODNIA: 6 treningów. 91,5 km. Planowany kilometraż wykonany. Cały tydzień spokojne bieganie na niskim tętnie. 22 sierpnia, niedziela 9,4 km Wolno, po duuużżyymmm obiedzie. To w końcu ostatni pełny dzień. Zajadamy się do upadłego. PODSUMOWANIE POBYTU W WYSOWEJ (BESKID NISKI): 24 pełne dni 22 treningi 296,3 km + 1 kg (bałam się, że będzie gorzej...) Super udany wyjazd. Niezwykłe postępy w rozwoju Bartusia. Malec cały czas uśmiechnięty. Śmieje się w głos do bawiących się psów, jest zafascynowany małymi dziećmi. Kochany :)

Śr, 11 sierpnia 2010, 04:11

7 sierpnia, sobota Nędzne 5,8 km w tempie 5,15. Była 7 rano, a upał już dawał się we znaki. O 12 kąpiel mineralna. Potem miałam jeszcze biegać, ale zdecydowaliśmy się iść z Bartkiem na basen. To był jego pierwszy raz. No nie powiem- w wodzie czuje się jak ryba. No i jaki podziw wzbudzał wśród starszych pań! Bezcenne. W niedziele nie robiłam kompletnie NICZEGO, co wiązałoby się z jakąkolwiek aktywnością. Chyba że do takowych zaliczyć grę w Monopol. LUZ. Trochę bez snesu, ale czasami tak trzeba. Podsumowanie TYGODNIA: Biegałam codziennie. 91,7 km- to najlepszy tegoroczny kilometraż. Pewnie dużo przytyłam. Mam zakwasy od ciągłego wspinania się pod górę. Z szybkiego biegania na razie nici. 9 sierpnia, poniedziałek 16,5 km Spokojnie, po 5,04 min/km. "Dochodzenie do siebie" po wolnej niedzieli. Miało być nieco dłużej i wolniej, ale zaczęła się burza. Siłą rzeczy przyspieszyłam i skróciłam trochę trasę. Ale co się odwlecze... A, rano bicze szkockie. Może z czasem je polubie :) 10 sierpnia, wtorek Kompletnie mi się nie chciało. Ale była pierwsza okazja w tym roku, żeby padła dudziestka. Musiałam to wykorzystać! 20,1 km Spokojnie, średnia 5,03 min/km. Przewyższenia +600m/- 600m. Tempo dość równe pomimo znacznych wzniesień. Po południu kąpiel mineralna, a wieczorm basen z Małym.

Pt, 6 sierpnia 2010, 06:09

4 lipca, środa 7.30- bicze szkockie :hej: Bolesne... 16.00 18,1 km Tempo 5,05 min/km. Spokojnie. Niestety po biegu miałam lekką awanturę, że za długo... a to nawet nie "dwudziestka"...i pozostaje niedosyt. 5 lipca, czwartek Odpoczywam. 7.00 - wolniutkie 6,1 km. 11.30 - kąpiel mineralna :bleble: Błogo. Moczenie ciałka w gorącej, brązowej, bomblującej wodzie. Mały był przez cały dzień mocno "awanturujący się". Ja zmęczona, niewyspana (jakoś dwie ostatnie noce hałasowano nad nami i nie mogłam spać). Taki lżejszy dzień na pewno się przyda. Zauważam niepokojące zjawisko: więcej biegam = znacznie więcej jem. Aż się boję co pokaże waga po powrocie...  

Śr, 4 sierpnia 2010, 06:43

3 lipca, wtorek 18.30- niedobra pora na bieganie, bo Mały zaczyna w tym momencie swoje "jazdy". Nie wiem czemu, ale mając 4 miesiące włącza mu się syndrom ósmego miesiąca...płacze, gdy mnie nie widzi. Nie chce się odkleić. Od obcych odwraca zawstydzony wzrok. 10, 6 km (bo zostałam zawezwana do powrotu- tatuś sobie nie radził. W planach była piętnastka) BC1 w tempie ok. 5,0 min/km plus 5 przebieżek oraz ostatnie 800m w tempie 3,59 min/km (miało to być tempo maratonu. Hmmm, może kiedyś, kto wie, kto wie...). Generalnie ciężkie nogi, ogólne wymęczenie. Ale tempa 15 km/h nie odczułam jakoś szczególnie. Byłam przekonana, że biegnę zdecydowanie wolniej.

Pn, 2 sierpnia 2010, 05:48

1 sierpnia, niedziela Z entuzjazmem zaczynamy nowy miesiąc. Niestety jest tak gorąco. Temperatura w cieniu powyżej trzydziestu, nawet jednej chmurki na niebie. Trochę szaleństwem było wyjście na trening o cztrenastej, ale "trzeba być twardym". 17,1 km +525m/ - 556m Było stromo. Większe przewyższenia niż dzień wcześniej. Śr. v= 5,01 min/km 5,06/5,03/4,46/5,06/5,09/5,52/4,37/6,29/4,38/4,41/4,43/4,43/4,48/4,42/4,48/5,12/4,50 Wieczorem pływanie w zalewie. Plus wpychanie wózka na górę, świętą górę Jawor...niezwykle ważne miejsce dla Łemków, ponoć bijące tam źródełko posiada uzdrawiające moce. Hmm... Zobaczymy jak moja forma będzie wyglądała po 24 dniach w górach. No, górkach ;)

N, 1 sierpnia 2010, 07:37

31 lipca, sobota Było wolniej niż wczoraj. Ale temperatura wyższa, parno. 15,3 km, śr. v= 4,58 min/km Najszybszy kilometr- 4,33; najwolniejszy 5,51. Przewyższenia +445m, -474m. Teren mocno urozmaicony. W nocy burza nie dała mi spać. W górach to piękne, ale groźne zjawisko. Szczególnie, gdy ktoś się boi piorunów... a Mały nawet się nie obudził... Obrazek Nie udało się dobić do trzystu. Nie udało się wystartować. Wydolność chyba nie wzrosła. Ale szybciej biegam BC1. Jest zdecydowanie lżej. Nie udało się wdrożyć planu. Nie udało się wykonać szybszych treningów. Ogólnie było wakacyjnie. SUMA: 272 km