Wt, 3 maja 2011, 14:15

3 maja, wtorek Napiszę to poraz kolejny: nie mam szczęścia do piątek. Oj... niestety tym razem złapała mnie kolka i ok. 3,5 km byłam gotowa zejść z trasy. Dotrwałam, jest życiówka, ale mogło być naprawdę znacznie lepiej. Szkoda:( No i 4-te miejsce, najgorsze ;) 17,53 Nigdy dotąd nie miałam takich problemów. Ale chyba dieta szczyrkowska mi nie sprzyja;) Dodatkowo długa podróż powrotna z gór i ogólne wymęcznie stanęły przeciwko mnie. Szkoda. Ostatni kilometr o 30 sekund wolniejszy od pierwszego, który był mocno pod górę. 3,20/3,39/3,22/3,36/prawie 4... Siłowo czułam, że mogę. Ale w brzuchu skręcało. Grrrrr..... Przy okazji chcę pogratulować Ani Giżyńskiej. Teraz jest się z kim ścigać ;) Ogólnie mam wrażenie, że poziom biegowy wśród kobiet wreszcie zaczął się podnosić... Lepiej było o 14-tej na Mili w Pisecznie. Brzuch już nie bolał i swobodnie złamałam 5 minut. 4,59 w biegu, który uważam za wolny. Czaiłam się i tyle. Byłam druga, wreszcie przed Asią Tekień. To dziwne, że lepiej biega mi się w "drugich" startach...
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz