Pn, 14 czerwca 2010, 07:29

11 czerwca był przeokropny upał. Mały niespokojny. Nie było mowy, żeby myśleć o bieganiu. Woda z ujęć zdrojowych nie gasi pragnienia na długo. I szczerze powiedziawszy nie należy do najsmaczniejszych. Na deptaku średnia wieku oscyluje wokół siedemdziesiątki. Po uwzględnieniu wycieczek szkolnych... Cienia brak. Dopiero po 21-wszej robi się cudowny wieczór. Prawie jak na riwierze. Prawie. 12 czerwca, sobota Poranne 5km. A upał już skwierczał. Ledwo poruszałam nogami, tętno od razu wskoczyło w wysokie rewiry. Brak motywacji. Brak sił. Brak czegokolwiek. Potem kilku godzinny spacer. Maciek pchał wózek, ja dreptałam w słońcu. 13 czerwca, niedziela Wieczorem (hura! po 20-tej mogę biegać :hejhej: ) 12 km, średnie tempo 5,05 min/km, tętno 151 bpm (ale dla pierwszych 10km znacznie poniżej 150 bpm). Ostatnie 2 km to BC2 1 km- 5,09 2 km- 5,15 3 km- 5,12 4 km- 5,08 5 km- 5,08 6 km- 5,12 7 km- 5,09 8 km- 5,15 9 km- 5,12 10 km- 5,00 11 km- 4,51 (165 bpm) 12 km- 4,30 (172 bpm) Po takim treningu czuję, że wróciłam do świata żywych. No ale mam pewne wątpliwości czy w sobotę uda się złamać 20 minut. Na pewno ambicja jest :hejhej:  
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz