Pn, 7 czerwca 2010, 14:42

Od środy byczyłam się na Mazurach. Na szczęście podjęliśmy decyzję, żeby nie jechać do Krynicy, uznając, że dla Małego to będzie mało komfortowe (tyle ludzi). Na szczęście nie zostaliśmy w domu, bo zalało nam osiedle. Masakra!!! Potopione po dach samochody, utopione garaże. Na szczęście (kolejne!) nasz budynek stoi najwyżej i woda nie podeszła. Jedyne straty to jedzenie z zamrażarki (24h nie było prądu, gazu nie było do dziś). Wjeżdżając rankiem w okolice domu zastaliśmy krajobraz jak po bitwie. Wszędzie worki z piaskiem, potopione sprzęty (samochody, pralki, etc.), muł na chodniku. A wydawało się, że nam powódź nie grozi... Obrazek 1 czerwca 2km. Szybko. Bez sensu. 2 czerwca, środa, Mazury 5 km po 6,30. Z Maćkiem. Po podróży, dwóch godzinach na rowerze i 5-cio godzinnym spacerze. Tętno 125 bpm (no, taki trucht) 3 czerwca, czwartek, wciąż Mazury Ciężko. Ciężkie nogi, wysokie tętno. Gorąco. 10,5 km, średnia 5,27 min/km Tętno 159 bpm Plus 5 podbiegów i 3 przebieżki A z niebiegowych atrakcji- 20 km spaceru, tenis stołowy, próba kąpieli 4 czerwca, piątek, jw 9,5 km Lekkość. Siła. Średnie tempo 5,18 min/km (po okolicznych górkach i piaszczystym terenie) Tętno 154 bpm Poza tym kajakowanie, maszerowanie i opalanie. 5 czerwca, sobota 6 km, po 5,32 min/km. Upał. Tętno 148 bpm. Ale ciężko.  
Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz