Aktywność fizyczna w połogu
***wskazówki w poniższym tekście skierowane są dla kobiet, które przed ciążą biegały, nie miały problemu z przebyciem dystansu półmaratońskiego.
Aktywność fizyczna w połogu
Ktoś mądry zapewne określił, że połóg (okres po ciąży i porodzie, w którym anatomiczne, morfologiczne i czynnościowe zmiany ciążowe stopniowo ustępują, a ustrój wraca do stanu sprzed ciąży) trwa 6 tygodni. Najpewniej u jednej kobiety 6, u innej 4 albo 8. Będę się jednak trzymać tych książkowych 6 tygodni.
Przez pierwsze dwie doby kobieta pozostaje w szpitalu i doświadcza różnych nieprzyjemnych wrażeń ze strony organizmu (co ciekawe, w każdej kolejnej ciąży są one bardziej nieprzyjemne - np. obkurczająca się macica przy pierwszym dziecku nie boli, przy drugim boli jak cholera, nie chcę wiedzieć jak jest przy piątym;). To czas na odespanie (moim zdaniem niemożliwe w szpitalu), odzyskanie sił, przyzwyczajenie się do dziecka. U mnie był to okres myślenia o własnym łóżku. Nie miałam żadnych problemów z poruszaniem się, wizytami w toalecie. W porównaniu do ciąży, czułam się wręcz komfortowo. Tylko szpital mnie frustrował.
Po powrocie z dzieckiem do domu (2 dni przy braku komplikacji, ok. 5-6 przy żółtaczce), gdy pora roku sprzyja i temperatura oscyluje wokół 20 stopni, praktycznie od razu można wyjść na spacer. W różnych krajach odmienne są te rekomendacje, ja jednak uważam, że jeżeli tylko mama ma siłę, to nic nie powinno przeszkodzić w 20-40 minutowym spacerze. Gdy dziecko czuje się dobrze, w kolejnych dniach nie musimy już się ograniczać. Moje spacery od 5 doby wynosiły 10-20 kilometrów. Mały przesypiał wtedy 2-3 godziny, także zazwyczaj kończyło się na jednym karmieniu w trakcie wycieczki. Takie wyjścia to pierwsza rekomendowana forma aktywności fizycznej (uzależniona w dużej mierze od rodzaju porodu, długości drugiej fazy w porodzie naturalnym, ilości szwów, ilości "przytytch" kilogramów). Druga rekomendacja dotyczy mięśni Kegla - można nad nimi pracować już od 3 doby. Niestety nie zawsze ćwiczenia uchronią nas przed nietrzymaniem moczu, jednak do 6 miesiąca po porodzie ta nieprzyjemna przypadłość powinna zniknąć (nasila się przy ćwiczeniach, niestety).
Co z bardziej wymagającymi formami ruchu?
Po porodzie znacznie spada kondycja, osłabiają się mięśnie, a więzadła stają się bardziej narażone na kontuzje. Zalecenia, które znajdziemy w literaturze mówią zazwyczaj, żeby nie rozpoczynać ćwiczeń aerobowych przed końcem szóstego tygodnia. Ale prawda jest taka, że wszystko zależy od samopoczucia kobiety (a to wiąże się z trudami/rodzajem porodu, z przebytymi komplikacjami).
Tym razem jedyna osoba, której możesz zaszkodzić to Ty sama. Możesz stopniowo próbować biegać - gdy tylko chodzenie nie sprawia żadnych kłopotów, a Ty czujesz, że to już pora (poniższe wskazówki dotyczą kobiet po porodzie siłami natury). Kiedy to będzie? Po 2 tygodniach, po 3-4, czy tak jak u mnie po 7 dniach? Musisz sama siebie obserwować i na pierwszą przebieżkę zarezerwować 10-15 minut. Potem uważnie obserwuj swoje ciało. Jeżeli nasili się krwawienie, poczujesz zawroty w głowie albo dotkliwy ból w okolicy pęcherza czy kości ogonowej - to znak, że jeszcze musisz poczekać. Być może rzeczywiście będziesz potrzebowała 6 tygodni.
Gdy zaczynasz biegać w połogu nie możesz lekceważyć sygnałów wysyłanych przez Twoje ciało. Każdy ból oznacza, że należy zwolnić, albo przerwać na dzień, czy dwa. Szczególnie wrażliwe mogą być stawy, czy kręgosłup. Pozwól im dostosować się do nowej sytuacji. Szczególnie jeżeli nie ćwiczyłaś w ostatnich tygodniach ciąży.
Biegaj na wyczucie, kierując się samopoczuciem. Najlepiej tylko z zegarkiem (bez GPS, żeby nie sugerować się tempem) stopniowo wydłużając czas biegu. Gdy będziesz w stanie pokonać godzinę bez zadyszki to znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Kiedy jednak tak się stanie? Po tygodniu, czy po miesiącu lub dwóch? A może później? Nie ma na to pytanie odpowiedzi. Musisz sama sprawdzić. Nie zaczynaj jednak wprowadzać innych elementów treningu biegowego (przebieżki, skipy) zanim nie osiągniesz komfortu wybiegań. Na początku po prostu BIEGNIJ.
Biegając w pierwszym zakresie (najprościej mówiąc w tempie konwersacyjnym, do ok. 140 bpm) można karmić bez obawy, że kwas mlekowy przedostanie się do mleka. Trzeba jednak zadbać o dobry stanik (ja przez pierwszy okres używam dwóch - jeden normalny, a drugi sportowy), biegać po kamieniu albo po odciągnięciu pokarmu. Nie powinno się też w tym okresie stosować diety - organizm będzie podwójnie obciążony - przez karmienie i przez bieganie. Na odchudzanie przyjdzie czas, a najprawdopodobniej organizm sam nam w tym pomoże.
Jeżeli chodzi o bieganie po cesarskim cięciu, to nie mam osobistych doświadczeń, ale kilka zapytanych biegaczek stwierdziło, że aktywność zaczęło również przed zakończeniem 6 tygodni (po 4-5 tygodniach od urodzenia). W tym przypadku trzeba być jednak zachować jeszcze większą ostrożność, na początek zadowolić się marszami, czy ćwiczeniami na stepperze. W grę wchodzi też rower (raczej nie możliwy u rodzących naturalnie;).








foto: Paula Nowicka-Matczak




Pogoda przywitała nas przepiękna – słoneczne niebo, cieplutko (w głowie kołatały się pytania, jak cieplutko będzie po trzydziestym kilometrze…). Do Gałkowa dotarłyśmy godzinę przed startem, szybko i sprawnie załatwiłyśmy formalności. Pozostało trochę czasu na krótkie zwiedzanie okolicy, przebiórkę i nawodnienie się. Właściwie nie byłam w żadne specjalny sposób przygotowana do tego biegu – ani psychicznie, ani treningowo, a i kwestia diety pozostawiała wiele do życzenia (3 wieczorne piwa nad jeziorem niekoniecznie świadczą o profesjonalnym podejściu). Oczywiście śniadania nie jadłam, bo wzorem Kenijczyków przed biegiem wolę nie ryzykować. Płynna porcja Vitargo to jednak wystarczająca dawka węglowodanów. Żeli nie zdążyłam kupić. Ale przecież to tylko trening…
Na bieg zjechało się wielu znajomych, przez chwilę miałam wrażenie, że impreza odbywa się w Warszawie… Jeżeli chodzi o konkurencję w kategorii kobiet to założyłam, że wygra Renata Kalińska, a ja spokojnie pobiegnę po srebro. I rzeczywiście zaczęłam wolno – pierwszy kilometr 4,20. Trochę zdziwiłam się, że Renia zaczęła równie wolno, ale wtedy też pomyślałam, że bardzo chciałabym wygrać maraton. Wygrałam już wiele biegów, ale tego maratońskiego brakowało… Miło byłoby wygrać maraton po raz pierwszy… Nawet taki nieduży... przecież od czegoś trzeba zacząć;)
Foto: Wasyl (Grzegorz Grabowski)
Uczciwie muszę przyznać, że żadnego biegu w życiu nie biegło mi się tak FAJNIE. I to słowo „fajnie” – doskonale odnosi się do tego biegu, gdzie nie silono się na atest, na stworzenie mega-super-szybkiej trasy. Trasa była wymagająca - przepięknie i urokliwe ścieżki prowadziły po mazurskich lasach i polach, zbiegi i podbiegi wymagały przygotowania siłowego, a nieustanna zmiana podłoża nie ułatwiała sprawy. Od połowy dystansu (dzięki dla Bartka prowadzącego BBL w Wydminach za towarzystwo) zaczęłam konsekwentne wyprzedzanie kolejnych zawodników. Udało mi się pokonać znanego z Gazety Wyborczej oraz warszawskiego podwórka biegowego Szkieleta, zostawiłam w tyle Bogdana Barewskiego (którego kariera maratońska jest niezwykle barwna i zahacza o wiele biegów „marzeń”).Wyprzedziłam jeszcze kilka osób… A właściwie „wyprzedziliśmy”, bo z Bartkiem dotrwaliśmy do końca.
Czy można przegadać maraton? TAK. Gdy biegnie się w miłym towarzystwie, biegnie się dobrze, a pogoda jest idealna (było gorąco, ale las dawał wytchnienie, a bieg rozpoczął się wcześnie). Sądzę, że Maraton Mazury to jeden z tych biegów, na które popyt będzie rósł. Ileż bowiem można biegać po asfalcie? Tymczasem crossowe trasy są przede wszystkim zdrowsze, ciekawsze, no i dostarczają innych wyzwań niż biegi uliczne. Tu liczy się również przygotowanie siłowe, umiejętność zmiany tempa. Liczy się otaczająca przyroda. Energii dodają wszystkie te bodźce, z którymi w betonowych miastach nie mamy szansy obcować. Chciałoby się napisać – cud natury…
Ten maraton dał mi niesamowitego kopa energetycznego, pozwolił znowu myśleć pozytywnie (nie tylko o bieganiu). Te wszystkie uśmiechnięte twarze, nawet u tych, którym nie do końca udało się pobiec tak, jak chcieli. Niezwykle przyjacielska, piknikowa atmosfera. A że były niedociągnięcia… Prawie zawsze są, a malkontenci znajdą się na pewno, przy okazji każdej imprezy. Ja w każdym bądź razie trzymam kciuki za kolejną edycję. I polecam 









